Ale, że co? jakieś skojarzenia? skąd kwas mlekowy? No z wysiłku raczej, a jak wysiłek porządny to zapewne rower lub pagóry. Tym razem padło na to drugie. Z ekipą od dawna mi znaną ( i lubianą) ze swych górskich eskapad wybrałem się w Tatry. Mieliśmy piękną miejscówkę u samego wlotu do doliny Kościeliskiej. Pogoda jak będzie widać na fotkach też dopisała, a kilometrów przez dwie doby zrobiłem prawie 50 - stąd te (za)kwas w tytule :-)
Pierwszego dnia lekka rozgrzewka na Czerwone Wierchy od strony doliny Tomanowej - tu poczułem po raz pierwszy i (niestety) ostatni prawdziwe nie zadeptane i urokliwe góry. Potem już wszędzie ludzi jak mrówków albo i innej szarańczy :-)
|
potoczek po przejściach :-) |
|
resztki kipirzycy- tam gdzie przekwitła pięknie produkowała sztuczny śnieg |
|
widok na Ornak |
|
patrząc na zachód |
|
Kominiarskie Wierchy |
|
na pierwszym palnie Świnica na dużym zoomie |
|
święta Góra ceprów i miejscowych jak zwykle "zatwardzona" - wejście na szczyt to długie stanie w kolejce.. |
|
wysokie Tatry - szlak prowadzi w stronę Kasprowego |
Przy podchodzeniu trza było się rozbierać do krótkiego rękawka, ale na szczytach Ciemniaka, Małołączniaka i Kopy odczuwalna temperatura oscylowała w granicach max 5 st C.
Na jednym ze zdjęć widać pierwsze oznaki końca lata.
Kozice to czują i ostro koszą łączki porastające zbocza Czerwonych Wiechów. W sumie widzieliśmy z dwóch stadkach ok 50 osobników czyli ok 20-25% populacji zamieszkującej naszą część gór.
|
koziczki |
|
cap na zbliżeniu |
Trasa powrotna biegła od strony Kopy Kondrackiej, przełęczy Kondrackiej i doliną Małej Łąki. Z rozgrzewki zrobiło się ponad 25 km i prawie 2 km przewyższenia. Wieczorkiem za to bez sił, bez ducha jak szkieletów ludy parę po dziesiątej do łóżka, do budy.....
Nie no, po 11 uszedłem do pokoju, ale styrany byłem jak kuń po łesternie ;-)
Drugiego dnia plan przewidywał nieco ambitniejszą traske czyli: Kuźnice, Murowaniec, Zawrat, Świnicę i Kasprowy. Niby kilometrowo bez szału, ale ostrego wspinania się sporo.
Zanim jednak dobrze nabraliśmy rozpędu trza było odstać pół godziny w kolejce do kasy TPN-u.
Przedziwna jest taktyka parkowych urzędników którzy nie pozwalają sprzedawać ani biletów łikendowych ( 3 dniowych) ani biletów na następny dzień :-(
Ja chętnie zapłacę ,ale kurde nie zmuszajcie mnie do stania w kolejce jak z czasów komuny gdy rzucono na sklep szajs papir :-)
Przez tą obsuwę czasową trza było gnać jak dzikie mustangi - pierwszy przystanek zrobiliśmy prawie przed samym Murowańcem a cała trasa obliczona na znaku na ok 2 godziny została zrobiona w ciągu godzinki z małym haczykiem. Po drodze tabuny zdobywców św Góry (Giewont) i porywiste podmuchy wiatru.
Podczas kolejnej przerwy przy kanapce i herbatce narada wojenna. W podjęciu decyzji pomógł nam helikopter TOPR co to 2 razy próbował wylądować a okolicy Świnicy. Wiatr to zadanie mu jednak uniemożliwił i maszyna wylądowała 100m od nas wysadzając na ziemię ratowników wyżynnych.
Stwierdziliśmy z bólem serducha, że nie będziemy ryzykować wspinaczki w takich warunkach i ruszyliśmy doliną Gąsienicową tym samym szlakiem co TOPRowcy w stronę przełęczy świnickiej.
|
jedyny sokół ;-) widziany w Tatrach |
|
|
Kościelec na drugim planie to ciekawa do wspinaczki górka która kiedyś podarowała mi mamidło górskie |
Zaprawdę magiczna jest ta dolinka i okalające ją szczyty - nawet Świnica spowita siwą czapką prezentowała się ciekawie.
Widzieliśmy, choć tego wcale nie było w planie akcję ratunkową - ze ściany spadł taternik a zanim go doniesiono do schroniska drugi dostał w głowę spadającym z góry kamieniem. Nawet słyszeliśmy dźwięki lecącego w dół gruzu i jakiś okrzyk, ale nikt z nas nie przypuszczał że stało się coś złego.
Dopiero dziś pisząc te słowa po przeczytaniu komunikatu GOPR wiem o pechu taterników.
Nasza ekipa w każdym razie na przełęcz wlazła w jednym kawałku. Powitał nas huraganowy wiatr od południa (halny) i rodzinka płochaczy.
|
na przegibce |
Droga w stronę Kasprowego to pokaz mocy halnego - czasem mocno trza było schylać się by obniżyć środek ciężkości. Porywy wiatru co rusz niespodziewanie atakowały szczególnie w odkrytych miejscach między wierzchołkami czy skałami. Typowy efekt dyszy.
|
niespokojnie...... |
Czasem tylko spozierał człek na halę gąsienicową.
|
widoczny szlak na przełęcz Karb |
Po dojściu na Kasprowy już wiatru mieliśmy dość i pomyśleliśmy by w dół zjechać kolejką. No ale kolejka nieczynna gdyż duje przecie po zbóju - zatem z buta w dół na Kuźnice by 2 godziny później zakończyć nasz rozhuśtany spacerek.
Ilość ciekawych przyrodniczych obserwacji była chyba odwrotnie proporcjonalna do przebytego dystansu ale żeby nie było - pare typowo góralskich ptakenów zostawiłem na deser:
|
pluszcz na Kirowskiej Wodzie |
|
i kolejny - strumień wzdłuż dol Kościeliskiej to fajne miejsce do obserwacji tego gatunku |
|
płochacz halny - brat południowego wiatru |
|
siwerniaki gdy pojawi się śnieg zlecą szukać ciepła w dół |
Ja co prawda w dolinę nie polecę, ale do łazienki za moment na bank. Kły trza szorować i łydki masować - kwas mlekowy wcale nie jest taki zdrowy :-)
Nerka!
Pikne widoki,że hej!!😄
OdpowiedzUsuń