Etykiety

pidżi (35) ptaki (30) dolina odry (23) gęsi (23) motyle (23) niszczenie przyrody (23) Turawa (22) ważki (22) bociany (21) drapole (20) mewy (20) stada (19) góry (16) siewki (14) dewastacja (10) owady (10) rajd ptasiarzy (10) stado (10) zmiany klimatyczne (10) gogolin drzewa (9) przeloty (9) rolnictwo (9) księżyc (8) dzierżno (7) las (7) migracja (6) myślistwo (6) plaskowyż głubczycki (6) Utrata (5) osadniki Strzelce Op (5) stawy tułowickie (5) osadniki (4) parki narodowe (4) storczyki (4) łabędzie (4) żołny (4) żuraw (4) biegus zmienny (3) bocian (3) błotniak łąkowy (3) cyraneczki (3) gogolin kamieniołomy (3) las naturalny (3) modliszki (3) piotrówka (3) rzeka (3) sokół wędrowny (3) wróble (3) wycinki (3) zrównoważony rozwój (3) Jesioniki (2) Park Narodowy w Austrii (2) Rogów Opolski (2) biała (2) dziki park (2) dęby (2) kotlarnia (2) mppl (2) nietoperze (2) ochrona przyrody (2) orlik (2) park w Rogowie (2) raniuszek (2) rybołów (2) rzekotka (2) wydmy (2) łączki A4 (2) Białowieża (1) Strzeleczki (1) ambona (1) bagno (1) bewiki (1) blotniak stepowy (1) brzegówki (1) budki dla jerzyków (1) czapla (1) drapolicz (1) erozja (1) gąsiorowice (1) jemioła (1) kotewka (1) krasowa (1) krynica morska (1) kumak (1) kurhannik (1) kwiecień (1) mamidło (1) mochów (1) ochrona (1) ojcowski park narodowy (1) opryski (1) oprzędy (1) postrzałek (1) rozlewiska (1) rybitwa (1) siwerniak (1) stepowienie (1) storczyk blady (1) strach na ptaki (1) szpak (1) słowacja (1) trzmiele (1) uhla (1) wejmutka (1) widmo brockenu (1) zabezpieczenia antykolizyjne dla ptaków (1) zaćmienie słońca (1) znaczki skrzydłowe (1) znaki (1)

czwartek, 27 lipca 2023

Gdzie zaczynają się ptaki a kończy dobre żarcie

Część czwarta i chyba ostatnia to wspominki z ostatnich 2 dni spędzonych w PN Frasier Hills. To malutka wioska o bardzo europejskim stylu położona na wysokości ok 1300-1500 m npm. Bardzo mię zadziwiała jej architektura, nie spodziewałem się takich widoków. Dojazd do tego miejsca także sprawił mi frajdę bo ostatni etap prowadzący przez górskie pasmo to ponad 3 kwadranse wspinaczki po mega krętych i wąskich drogach - uwielbiam takie, choć nie wiem czy moje autko o egzotycznie brzmiącej nazwie "Perodua beza" było równie jak ja zachwycone :-)

Po przyjeździe zdążyłem się tylko wypakować i już nadszedł zachód słońca - fajny miałem widoczek z kwaterki położonej na stromym zboczu i ponad koronami drzew. Tu czas na jakieś foty sytuacyjne:

tutaj odpocząłem od upałów w dzień było ok 25 st  


widok z balkonu
Jak wjeżdżałem do miasteczka zauważyłem takie wielkoformatowe ogłoszenia:
też rajdują 
Jak widać na plakacie impreza ma dość długą tradycję;  pierwsza edycja rajdu ptasiarzy odbyła się w 1988 roku! Byłem ciekaw ile w takim miejscu można zobaczyć w ciągu jednej doby gatunków ptaków. Tak se kalkulowałem, że skoro to jedna z lepszych miejscówek na oglądanie ptaszorów to pewnie pod 200 gatunków można. Jakież było moje zdziwienie gdy dowiedziałem się, że w tegorocznej edycji zwycięska drużyna odnotowała UWAGA: 72 gatunki ! Chociaż w sumie nie powinienem się dziwić, bo przecież sam się przekonałem jak ciężko się obserwuje się dżunglowe ptaszory!
  
Wieczorkiem sprawdziłem se pogodę i mapę okolicy. Plan przewidywał pieszą wycieczkę częściowo asfaltem a częściowo szlakami wytyczonymi w dżungli. W sumie miałem się kręcić w promieniu max 2 km od mojej chałupy. Wychodząc z domu zauważyłem ciekawe jaskółki o ceglasto ochrowym odcieniu.
Ceropsis badia (coś ala jaskołka rudawa)

Oprócz jaskółki latały też cn2 gat jerzków, jednego sfociłęm wracajac dwa dni później wracając na lotnisko.
do id

Fajne ptaki zaczęły się nieomal natychmiast po wyjściu z bazy: najpierw zauważyłem stadko Kitt szmaragdowych (serio są tak nazywające się ptoki) , sennie siedzące na liniach energetycznych biegnących wzdłuż drogi sędzioły czerwonogłowe i sikory sułtańskie. Jeszcze raz przypomnę, że kompletnie nie znałem nazw tych ptoków, choć powoli zaczynałem ogarniać niektóre głosy. Po prostu wszystko próbowałem focić lub jeśli się nie dało nagrywałem se na dyktafonie ich wygląd. Potem wieczorem wyszukiwałem przez lupkę googla lub wysyłałem Jurkowi do id.
sędzioł czerwonogłowy z rodziny trogonów

sikora sułtańska
Potem wszedłem na szlak biegnący stromym zboczem w dół - niestety, po ok 500 metrach musiałem zawrócić, bo szlak był już pochłonięty przez dżunglę. Tu natura błyskawicznie upomina się o swoje.
Zmuszony byłem kontynuować wycieczkę wzdłuż asfaltu co nie było złym rozwiązaniem bo ptaki pokazywały się jak w żadnym innym do tej pory odwiedzonym miejscu.
niltawa wielka 

A tu jej głos:


Anthipes solitaris (urocza muchołówka)

Udało mi się też najpierw usłyszeć a potem zauważyć gołębie cesarskie (imperial pigeon):
 
duży gołąb wielkości grzywacza albo nawet ciut większy

fota z prawie kilometra

Paru ptasiarzy z olbrzymimi obiektywami wskazało mi miejsce gdzie w pobliżu drogi można obserwować chyba najładniejszego ptaka wyjazdu: szerokodzioba długosternego. Czaaad!

tu wycięty kadr z filmu:
niezły apacz!

Po dojściu w okolice takiego "mikro-downtown" zaczepił mnie jakiś starszawy autochton na mopliku.  Po gadce wywnioskowałem , że tak jak ja zarażony do imnetu ptasią grypą. Pytał mnie co widziałem i gdzie. Ja mu na to szczerze, że cha tam wiem, foce i potem wieczorem se sprawdzam bo sytuacja taka i śmaka.... Oczywiście zapytał mnie o imię i skąd jestem. Przedstawiliśmy się sobie nawzajem a gdy on wymówił swoje imię, dostałem gęsiej skórki! O tym gościu (nazywał się Duraj) gadali mi ludzie w dwóch innych parkach narodowych. Kazali mi go szukać bo zna miejsca na ciekawe ptaki. A tu patrzajcie , to Duraj znalazł mnie !!! Kocham takie akcje! W biurze Duraja spędziłem na gadce ok godziny. Pomagał mi oznaczać pstryknięte do tej pory ptaki. Powiedział też, że jak mam ochotę to zabierze mnie następnego dnia na ptasie eksploracje. Oczywiście z radością przyjąłem propozycję, bo widać było, że facet nie tylko ekspert, ale i mega sympatyczny człowiek! Taki flow był między nami, jakbyśmy się już znali kupę lat! A jak się zdziwił, gdy usłyszał ,że u nas w PeeL można w ciągu jednego dnia 150 gatunków zobaczyć! fiu, fiu! Po godzince Duraj zarekomendował mi iść wypatrywać jakiegoś mega rzadkiego tam ptaka wskazując na mapce miejsce gdzie go szukać. Tak uczyniłem.  A  po drodze wpadały następne ptoki.
pstrogłów żółtolicy

white tailed robin a po polsku plusznaka białosterna :-)

jakiś flowerpecker czy pirinia?

najpospolitszy chyba gatunek wyjazdu: sroczek zmienny

makak szary (langur)
Miejsce które wskazał mi Duraj znalazłem dość łatwo. Stało tam już kilku gości z pro sprzętem i gapiło się na krzewy i drzewa przy drodze. Zasiadłem z nimi i przy gadce szmatce próbowałem coś w krzakach wypatrzeć. Po paru minutach takie cudo się dało sfocić.

pekińczyk srebrnouchy - no rzeczywiście, pekińczyk jak pieron! :-))))
Inne z tego miejsca:
bardzo pospolity i wokalny sójkownik długosterny

W okolicy kręciło się jeszcze stadko takich ala raniuszków:
o ile dobrze pamiętam to prążkopiór modroskrzydły
Wczesny popołudniem gdy mnie trochę głód przycisnął zacząłem poszukiwania jakiegoś jedzenia. Wg słów Hue czyli tego spotkanego w Negarze Brytyjczyka kuchnia we Frasierze miała być bardzo smaczna.  Po kilku posiłkach w różnych gastro-punktach osady szczerze i energicznie zaprzeczam, tzn może dla tych co lubią fasolkę i tosty jest :-) Na dobre ptaki we "Frasierze" można śmiało liczyć, na jedzenie wręcz przeciwnie :-)
Idąc na "fasolkę" objawił mi się na niebie fajny drapol:
rdzawobrzuch - reprezentant rodz jastrzębiowatych

Po obiedzie zachmurzyło się i zaczęło padać, jednak po 16 było po deszczu i ruszyłem na kolejną oblotkę. NIe bylo już tyle gatunków co rano, ale nie żeby bezptasio.

purpurek szkarłatny
w locie

pstrogłów żaroczuby

tu lepiej widać.

Cała rodzina pstrogłowów spokrewniona jest z tukanami. To bardzo wokalne ptaki i często je słyszałem w np w Negarze, tylko tam niemożliwym było wypatrzenie ich w koronach olbrzymich drzew. Tu było to znacznie łatwiejsze i zaliczyłem kontakt z 3 gatunkami pstrogłowów: czarnobrewym, żółtolicym i tym z filmu.
No i sporo tych długodziobych "spajderhanterów" po ciemnawych krzaczorach bujało:
pajęcznik kreskowany

Ten dzień zakończyłem z dużym rogalem na twarzy i z nadzieją na równie dobry dzionek którego część miałem spędzić z Durajem. 
Rano cały w skowronkach udałem się autkiem do jego biura i tym razem używając auta odwiedzaliśmy wskazane przez przewodnika miejsca. Jako ciekawostkę wspomnę, że on nie chciał mi uwierzyć w dystans pokonany poprzedniego dnia z buta; a zrobiłem z ok 15 km :-) Z tym, że dodatkowe 2 wracając po ciemku do bazy popierdzieliłem całkowicie drogę :-) Chyba rzeczywiście zmęczony byłem. Kto to to widział taki urlop! ;-)
Pierwszy przystanek to cudowne obserwacje grupki siamangów których niesamowite głosy wielokrotnie wcześniej słyszałem, ale zauważyć nie potrafiłem.




Tutaj odgłosy stada nagranego w Tinngitt

To największe gibony żyjace w Azji SE. Te z fot to wg Duraja była samotna matka z zeszłorocznym dzieckiem. Oprócz nas gibony obserwowała spora międzynarodowa grupka przyrodników i naukowców z Włoch, Chin i Japonii. Ciekawe kiedy nasze władze zrozumieją, że turystyka przyrodnicza to całkiem niezły biznes i po prostu opłaca się chronić przyrodę.

przy posiłku

Potem Duraj pokazał mi ciekawe ptoki:
dzieżbodziób czarnogłowy

Pterorhinus mitratus
Ten też był dość pospolity - coś miedzy sójką a drozdem.

A to jedyny zauważony podczas wyjazdu ptak z obrączką;
Pterorhinus treacheri

To ta sama rodzina z angielska zwana "laughing trushes".

Tu kolejny pospoliciak:
Alcippe peracensis pod angielsku mountain fulvetta
I taki mały gówniarz :
błękitna ziemna muchołówka czyli lesser shortwing( Rhyticeros undulatus)
Tego jak i inne Duraj wygwizdał :-)

gąsiennicojad sundajski

Byliśmy w tym samym miejscu w którym miał się pojawiać ten niby rzadki ptak z poprzedniego dnia- przeglądając teraz książkę kupioną u Duraja znalazłem jak się nazywała: cutia. Tej nie było, ale nad naszymi głowami przefrunął z niesamowitym szumem skrzydeł dzioborożec fałdodzioby. Ja z emocji się teatralnie przewróciłem na asfalt co nieźle wystraszyło Duraja i paru orientalnych panów z lufami czatujących od wczoraj na cutie ;-) Szkoda, że nikt nie nagrał tej akcji :-)
Duraj mi obiecał dwugodzinną eskapade, a w sumie prawie 4 godziny bujaliśmy razem. Uśmiechnięty odwiozłem mojego przewodnika do jego biura, gdzie jeszcze sobie porozmawialiśmy. Zakupiłem od niego książkę (oczywiście z autografem;))) i zapłaciłem ok 100 zł za towarzystwo. Jako bonus dał mi fajną wpinkę z  pekińczykiem srebrnouchym. Wyściskaliśmy się jak starzy znajomi i podziękowaliśmy za wspaniale spędzony czas. Potem ja poleciałem znów na "fasolkę" i na mały chill do chałupy.
Potem znów na popołudniowy spacerk gdzie jeszcze jakiegoś dzięcioła dopadłem:
prawdopodobnie młody picus chlorolopus 
Tu jeszcze jakieś zielone klimaciki:
wiszące ogrody 



paprocie drzewiaste niezmiennie  robiły na mnie wrażenie

NO i tak to dobrnąłem do nerwowej końcówki wyjazdu. na sam koniec wkurzyli mnie ludzie ze eSkaja - mieli wysłać na moją pocztę bilet a tego nie zrobił, zresztą do samego końca. Nawet nie poradzi co mam robić by bez biletu mnie odprawiono. Szczerze i z całego serca nie polecam korzystania z ich usług. Przez to trochę byłem zdenerwowany wracając na lotnisko i już nigdzie się nie zatrzymywałem. Przed samym lotniskiem przeżyłem typową tropikalną burzę z piorunami i ścianą deszczu, ale na szczęście więcej przygód po drodze nie miałem.
  
ostatnia "kukułka" wyjazdu :-)
A na koniec żegnam się przesłaniem które szczerze podzielam - ja to po prostu czuję!
Wyprawa życia dobiegła bowiem końca.
Jumpa Lagi Malezjo!
To do następnego wpisu krajowego tym razem :-)
 

czwartek, 20 lipca 2023

Gdzie dżungla prastara Taman Negara

 Cześć trzecia będzie z najbardziej odjechanego miejsca jakie widziałem podczas mojej wyprawy czyli z parku narodowego Taman Negara. Zalozono go już w 1939 roku na cześć brytyjskiego monarchy Henriego ktoegośtam....Już wtedy doceniono walory pierwotnego lasu deszczowego i nie powinno to dziwić. W tym miejscu pojawi się smutna dygresja o zanikających najbogatszych ziemskich habitatach jakimi są dżungle przekształcane w plantacje palmy olejowej, kakao czy kawy....Widziałem skutki tego procesu na własne oczy. Zresztą to nie tylko moja impresja bo gdy w motelu gdzie spędziłem dwie noce w Kuala Tahan (granica z PN Taman Negara) słuchałem wyznań Malezyjczyka który wizytował swoją ojczyznę po 20 latach spędzonych w Irlandiii widziałem olbrzymi smutek w jego oczach i glosie. To było przejmujące.

Co do tych niecałych 3 dni w Kuala Tachan to zacznę od momentu gdy wystartowałem z Bukkit Tinggit. Pierwszy przystanek zrobiłem  po przejechaniu ok 500 m  ;-) od bloku gdzie miałem miejscówkę na nocleg.  Fota przedstawia miejsce gniazdowe którychś z dwóch gatunków salang o których wspominałem w części pierwszej. 

salangi gniazdujące po wiaduktem 
Drugi przystanek zrobiłem na MOPie na szybkie drugie śniadanie i opróżnienie sakiewki :-) Zjadłem se ichniejsza słodką bułę która była wypisz i przeżuj :-) kopią naszej buchty nadzianej jakimś dżemem czy konfiturą - bardzo dobre, szkoda, że nie pamiętam nazwy.
Na parkingu sfociłem takie owoce, dopiero potem się kapnąłem że to jackfruity. Owoca owego nie zdążyłem pokosztować będąc w Malezji i troszkę tego żałuję.
owoce chlebowca

Kolejne zdjęcie sytuacyjne przelotowe:
złote a skromne  - jak widać wszędzie wiara lubi kolor złoty

Do wspomnianego hostelu w Kuala Tahan dotarłem bez żadnych przygód ok 14tej. Było wtedy ok 34 st i spora wilgotność, ale to nie zabijało we mnie entuzjazmu. Hostel Liana okazał się bardzo fajnym miejscem. Pokój choć niewielki to miał wygodne łóżko i działającą klimę. Właściciel także przegość! Gdy zatrzasnąłem następnego dnia klucze w pokoju, powiedział, że mimo, iż nie miał zapasowych to poradzi sobie z probmemem - po stromym gzymsie na wysokości momentami kilkunastu metrów otworzył jakimś knifem okno i dostał do środka.
A co do okna to taki miałem z niego widok:
rzeka i pływające restauracje - po drugiej stronie PN Negara

Po przeprawie łodzią przez rzekę odgradzającą teren parku od wioski dopełniłem w siedzibie parku formalności związanych z zakupem biletu. Przepytałem sympatycznych strażników parkowych co gdzie i jak i po paru żartach o tym jak dżungla zabija europejczyków ruszyłem na szlak. Q mojemu zdziwieniu okazał się on podestem z plastikowymi panelami - tego się tu nie spodziewałem. Za to odgłosy lasu pierwotnego i co to rosło obok szlaku wzbudzało mój zachwyt. Pierwszy przystanek zrobiłem na wieży obserwacyjnej przy polanie z dużym drzewem na którym wisiały kostki soli. Te artefakty ponoć zwabiają tutaj ssaki. Posiedziałem tam z godzinkę i parę ptoków wpadło w obiektyw. Wspomnę też bardzo fajnego Brytyjczyka  (kurka, to nie był Stiven, Hue chyba, tak to jest jak się nie pisze świeżo po wyprawie) z którym poczułem flow i mocno se pogadaliśmy. Aż nas musieli inni uciszać. Co znaczy entuzjam przyrodolubów :-)
Tu foty z wieży:
turkuśnik - kolejny ptak z fotoszopa

Popatrzcie , że mimo swych jaskrawych kolorów ptak nie rzuca się specjalnie w oczy.
 
qqkłka siwogardła?

Do bazy wracaliśmy z Hue szlakiem na którym koło południa inny ptakocholik z Japonii widział kiścca ogoniastego - nie mieliśmy wielkich nadziei na spotkanie tej leśnej qry, ale q naszemu wielkiemu zdziwieniu kogut kiśca spacerował po podeście jakieś 20 metrów przed nami! Japierdziuuu! Przez lornetkę można było fajnie podziwiać detale upierzenia ale aparat tego zarejestrować nie potrafił. Jedyny co mam to: trrrr, i przekleństwa :-))))

Tu dochodzimy do moim zdaniem kluczowego momentu wyprawy czyli małego piwa i niewykorzystanej okazji na zostanie przewodnikiem w Taman Negarze. A wystarczyło odpowiedzieć napytanie pary Włochów siedzących obok przy stoliku po ile spacer po dżungli:  200 euro :-)))
A ja szczery i nie poszkodowany przez kapitalizm odpowiedziałem: "a czy ja wyglądam jak przewodnik?" .......kurka, oni przytaknęli! Prawie odfrunąłem do zimnych krajów :-)
Ze szlakiem z którego wróciłem jeszcze się dobrze nie dobrze nie pożegnałem a już na nim byłem z powrotem i to po ciemku! To za sprawą nocnego trekkingu który okazał się godzinną przechadzką zaledwie. Ale i tak było warto zapłacić 50 zeta za przewodnika który pokazywał i opowiadał mi dżunglowe historie. Było by to bardzo wiarygodne gdyby w kółko nie powtarzał: "look, U so lucky!" 
Powtarzał to hasło pare razy gdy obserwowaliśmy cywetę wielką, jakieś patyczki, węża ( nie pomnę nazwy), ogromniastego gekona, nocującego na gałęziach jakieś 2 metry nad naszą głowa węza, pająki i "świecące" w promieniach światła UV skorpiony. 
głos tego gekona przypominał szczekanie dużego psa!

Poranek przywitał mnie bardzo swojsko pianiem koguta! Tylko dlaczego dochodził z drugiego brzegu porośniętego dżunglą? Aaaaa,bo to był kur bankiwa - protoplasta naszych kur domowych. Szkoda, że tylko głosowo tego pierona miałem. Poranny spacer trwał ok 5 godzin i liczył 12 km! Nie była to tzw bułka z masłem gdyż szlak często był dość stromy, ptaki pokazywały się nader rzadko a warunki obserwacji i temperatura dość deprymująca. Pierwszego ptoka spotkałem po ok pół godzinie marszu a jego dokumentacja potwierdziła moje obawy z dnia poprzedniego -no katastrofa. 
z serii chooyowe zdjęcia przyrody
To było coś ala mix przepiórka x samica kosa - znaczy nie udało mi się dziada oznaczyć.
Za to motyle znów ładne:
Common red harlequin

Po ok 2 km skończyły się na szlaku podesty co mnie bardzo ucieszyło - jakoś kontakt z podłożem jest mi milszy niż korzystanie z wynalazków cywilizacji i to mimo świadomości , że mogę napotkać jednego z ponad 20 jadowitych węży żyjących w okolicy (ukąszenie polowy z nich jest niebezpieczne dla człowieka).
Hello primal forest :
szlak w dżungli
Ścieżka prowadziła na szczyt wzgórza Teresek (ok 500 m n.p.m). Fajny widoczek się z stamtąd rozciągał. Niefajne za to było spotkanie z kolejnymi ruskami na tej wyprawie. Pierwsze miałem na świetlikach w Kuala Selangor. Od napaści na Ukrainę mam jakiś wstręt do orków :-(
Na szczycie pagórka iwan pokazywał swojej rodzinkę swoją "dzielność" wykręcając z potu białą koszulę....nie mogłem na to patrzeć i szybko rozpocząłem marsz w dół. PO drodze fociłem co mi w obiektyw wpadło, a były to głownie drzewa i motyle bo ptaki poukrywane albo w koronach 50-60 metrowych drzew albo w gęstwinie podszytu. Zobaczyć coś soczystego graniczyło z cudem, ale tu mi akurat przyfarciło "brołdbilem"
szerokodziób białoskrzydły
Za chwilę jeszcze młody drongo się napatoczył:


Patrząc jednak na czas jaki spędziłem na obserwacjach i dystans jaki przeszedłem ptakami byłem mocno zawiedziony! Na szczęście w lesie deszczowym są inne tematy do ogarnięcia:
takie liście!

Pod drzewem tego gatunku prawie nic nie rośnie bo liście tak szczelnie przykrywają ziemię i jest tak ciemno, że prawie nic nie ma szans na wzrost.
takie kolosy robią wrażenie! a można spotkać i większe!

Jak widać po ubraniu, mimo gorąca raczej nie zaleca się eksponować ciała. Raz, że komary przenoszą dengę i sporadycznie malarie a dwa pijawki lądowe atakują, które co prawda chorób nie przenoszą, ale ich ukąszenie pozostawia krwawiącą jakiś czas ranę. Ja tego zaszczytu jakoś nie doświadczyłem :-) 

teraz wiem skąd powstał patent na moro - hohoho

Kontubyując prawie całodzienną wyprawe po dżungli natykałem się na kapitalne okazy drzew - tu ent z nisamowitymi korzeniami napowietrznymi:
taki "namiot" z korzeni na pewno jest wykorzystywany jak kryjówka przez wiele zwierząt
Wędrując tego dnia zaliczyłem i porządny pagóras i mała kąpiel w rzece Tahan. Cudowne te chwile będę pamiętał do końca życia. Szkoda, że nie mogłem ich z kimś dzielić, ale akurat tak los chciał.
woda była ciepła, ale dawała efekt ochłody a na brzegach lataly jak zwariowane kolorowe duże motyle

W innym miejscu już wracajać sfociłem chyba największego jakiego widziałem podczas wyjazdu motyla:
google lens mówi, że to nie motyl dzienny a ćma : Lyssa Zampa

Gdybym jeszcze mogł zobaczyć na dziko słonia albo tapira byłbym mega heppi. Pierrwszy z tych ssaków co prawda zostawił po sobie znak na szlaku, ale tapiar to ino na znaku ostrzegawczym widziałem :-( Tapiry malajskie są już niestety bardzo rzadkie i trudne do zauważenia.
niby białasek z europy a coś tam zauważyć potrafi :-)


Dość męczącą 12 km przebieżkę zakoczyłem koło godz 15. Wróciłem do bazy, wciągnąłem w pobliskim barze jakiegoś smakowego tomyma i zrobiłęm se 2 gdzini sjesty. Potem koło późnego popołudnia pojechałem autem do tzw "doliny dzioborogów" o ktróęj opowiadał mi podczas nocnego spacerku przewodnik. Nawet dał mi swój numer i za 200 zeta zaproponował swoją pomoc, cóż z tego skoro nie odbierał połączeń. OD mojego gospodarza dostałem telefon do innego lokalnego ptasiarza który wytłumaczył mi gdzie jechać i tak uczyniłem. Dolina dzioborożców okazała się drogą między dwoma stromymi i porośniętymi ogromnymi drzewami drogą gdzie przy odrobinie szczęścia można zobaczyć przelatujące z jednej na drugą stronę dzioborożce. Mi się to udało rzutem na taśmę bo gdy zauważyłem lecące w moją stronę dwa dzioborożce słońca chowało się już za horyzont.
zbocza emanowały najczęściej nieznanymi głosami zamieszkujących je stworzeń

do id

Ostatniego dnia w Negarze zrobiłem sobie spacerek "ścieżką w koronach drzew" (canopy walk) - reklamują to szeroko a ja jako przeciwnik tzw "mainstramu" nie za bardzo chcę zaliczać tego typu atrakcje, ale przyznam, że gdybym nie spróbował trochę mógłbym żałować. Ten obiekt warty jest odwiedzenia bo momentami chodzi się nawet ok 30 metrów nad ziemią. Z tym ,że ptaków i tak nie widać a nie za bardzo jest jak się zatrzymać na dłuższą chwile bo ktoś może chcieć skorzystać z przejścia.
wejście na ścieżkę w koronach dzrzew


 waran drzewny zrobił mi aqq!
Ostatnim w Taman Negarze ptakiem którego udało mi sie sfocic i oznaczyć został monarszyk hiacyntowy - zauważyłem go dosłownie 100 metrów przed końcem szlaku i przeprawy na drugi brzeg.
na żywo wyglądał 100x łądniej
Koło południa po szybkim prysznicu wsiadłem do auta i skierowałem się w ostatnia destynacje czyli PN Frasier Hills.

 Ostatnie foty z drogi - zajęła mi ona ponad 6 godzin bo prowadziła lokalnymi często krętymi drogami gdzie nią dawało się wyprzedzać blokujących ruch ciężarówek. No ale to nic, i tak mi się nie spieszyło. Trza się było cieszyć tym co dookoła. A Kali nad wszystkim czuwała ;-)

hinduistyczna świątynia w Raub

Zobaczymy co Kali pozwoli mi zobaczyć w Farsier Hills.

Zatem za pare dni ostatnia cześć mojej malezyjskiej przygodo-przyrody.