Etykiety

pidżi (35) ptaki (30) dolina odry (23) gęsi (23) motyle (23) niszczenie przyrody (23) Turawa (22) ważki (22) bociany (21) drapole (20) mewy (20) stada (19) góry (16) siewki (14) dewastacja (10) owady (10) rajd ptasiarzy (10) stado (10) zmiany klimatyczne (10) gogolin drzewa (9) przeloty (9) rolnictwo (9) księżyc (8) dzierżno (7) las (7) migracja (6) myślistwo (6) plaskowyż głubczycki (6) Utrata (5) osadniki Strzelce Op (5) stawy tułowickie (5) osadniki (4) parki narodowe (4) storczyki (4) łabędzie (4) żołny (4) żuraw (4) biegus zmienny (3) bocian (3) błotniak łąkowy (3) cyraneczki (3) gogolin kamieniołomy (3) las naturalny (3) modliszki (3) piotrówka (3) rzeka (3) sokół wędrowny (3) wróble (3) wycinki (3) zrównoważony rozwój (3) Jesioniki (2) Park Narodowy w Austrii (2) Rogów Opolski (2) biała (2) dziki park (2) dęby (2) kotlarnia (2) mppl (2) nietoperze (2) ochrona przyrody (2) orlik (2) park w Rogowie (2) raniuszek (2) rybołów (2) rzekotka (2) wydmy (2) łączki A4 (2) Białowieża (1) Strzeleczki (1) ambona (1) bagno (1) bewiki (1) blotniak stepowy (1) brzegówki (1) budki dla jerzyków (1) czapla (1) drapolicz (1) erozja (1) gąsiorowice (1) jemioła (1) kotewka (1) krasowa (1) krynica morska (1) kumak (1) kurhannik (1) kwiecień (1) mamidło (1) mochów (1) ochrona (1) ojcowski park narodowy (1) opryski (1) oprzędy (1) postrzałek (1) rozlewiska (1) rybitwa (1) siwerniak (1) stepowienie (1) storczyk blady (1) strach na ptaki (1) szpak (1) słowacja (1) trzmiele (1) uhla (1) wejmutka (1) widmo brockenu (1) zabezpieczenia antykolizyjne dla ptaków (1) zaćmienie słońca (1) znaczki skrzydłowe (1) znaki (1)

czwartek, 28 września 2023

Wsiowo-miejsko czarodziejsko

 Ten pościk będzie zawierał więcej zdjęć i opisów tzw "życiowych" niż ptaków. Pokaże w nim odwiedzone miejsca podczas ostatnich 3 dni pobytu w Gru. Zapraszam.

Po Batumi zdecydowaliśmy się pojechać na "wyciszenie" czyli znaleźć jakąś kwaterę na prawdziwej gruzińskiej wsi. Moja kobiałka miała nosa i wyszukała fają miejscówkę na uboczu niewielkiego miasteczka Wani. 

widok z naszej kwatery

Co ciekawe, ta miejscowość jest dla gruzińskiej historii tym czym dla nas Gniezno. Wani onegdaj było stolicą kraju. Jest tutaj także piękne muzeum archeologiczne z niesamowitymi artefaktami z przed 2-3 tys lat BC kultury kolchidzkiej!  Pewnie, że odwiedziliśmy! Co do naszej kwatery to domek o nazwie "willa Kolomikova" na pierwszy rzut oka nie wyglądał zbyt specjalnie, ale w środku czuć było "ducha" tego miejsca. Dużo starych , drewnianych mebli, drewniane drzwi i okiennice nadawały mu sznyt i charakter. No i przemiła i pomocna gospodyni która nam robiła taaaakie śniadania, że mozg stawał!  Po przyjeździe szybko się rozpakowaliśmy i podjechaliśmy na dzikie siarkowe źródła położone ok 10 km od Wani. CO ciekawe, nasza gospodyni potem nam powiedziała, że odkrył i udostępnił je dla lokalnej społeczności  jej tata będący znanym gruzińskim geo-hydrologiem. Same źródła to nic spektakularnego, ale jak już byliśmy blisko to pojechaliśmy się chwilę pomoczyć. Na kilka zaparkowanych tam aut 3 należały do naszych rodaków :-) Jak widać, jesteśmy wszędzie, nawet w mało oczywistych i dzikich miejscówkach. Z ptaków oprócz myszołowa wschodniego i orzełka nic specjalnego.

do tego gatunku miałem szczęście
Drugiego dnia pojechaliśmy do kanionu Martvili i jaskini Prometeusza. To tzw punkty obowiązkowe prawie każdej wycieczki startującej z okolic Kutaisi które to także było kiedyś stolicą Gruzji i do którego mieliśmy dość blisko. 
Kanion urokliwy, ale niezbyt duży. Można tam się przepłynąć kawałek łódką w pięknym otoczeniu zieleni i wapiennych skał.
płyniemy

inni zresztą też

Potem spacerek na nóżkach i tak samo ciekawe widoczki.
w Chorwacji na Plitvicach i Krka podobne klimaty widziałem
rzeczka od góry

paprotki i mchy gęsto porastające konary drzew


murówka z kanionu

Następne miejsce do odwiedzenia leżało ok godzinę jazdy od Martvili. Po drodze znów navigacja nam zrobiła psikusa co w Gruzji nie jest czymś rzadkim. Tu jest tak nieprzewidywalnie, ze nawet gugiel tego nie ogrania :)
Na szczęście nie straciliśmy zbyt dużo czasu a po drodze jeszcze pstrykałem fotki wiejskich obejść. Zaprawdę powiadam Wam, nasi gogolińscy ozdobnicy dostali by tam zapalenia okrężnicy albo wzrok by im wypaliło :-))))  A Gruzini mają wywalone na to :
taki styl i tyle

typowe obejście

nie wiem czym są te "bramki" w poprzek drogi - nie rozszyfrowałem tej zagadki

Do jaskini Prometeusza dotarliśmy akurat w momencie gdy wpuszczano w dół grupę więc lekka obsuwa czasowa nam się paradoksalnie przysłużyła :-)
Polecam tą atrakcję ; wielkość i formy wewnątrz tej geologicznej formacji robią wrażenia nawet jak się już z niejednej jaskini chleb jadło :-)
Robiłem w jaskini jakieś fotki, ale Nikon do takich sytuacji jest beznadziejny. Foty z komórki  wyszły sto razy lepiej, ale nie będę nimi głowy zawracał.  Wracając zatrzymaliśmy się jeszcze w pobliskim uzdrowisku które od lat powojennych do lat 90tych ubiegłego wieku przeżywało swoją świetność. Miał tu nawet swoją prywatną kwaterę najbardziej znany gruziński ludobójca józef eS niech mu ziemią ciężką będzie.
Mowa o Skaltubo - dla ciekawych opis z podróżniczej stronki, sprawdźcie to sobie a ja polecę z foteczkmi:
socrealistyczne freski o tym, że "równością i  pracą ludzie się bogacą" 

fotka na rondo od str wejścia do parku uzdrowiskowego

spóźniliśmy się na szklaneczkę wody, było otwarte do 18tej
AAaaa, tu mi sie przypominało coś o wodzie którą piją Gruzini na pustyni :-) Najbardziej znana marką jest Borjomi (czyt borżomi) i ma smak lekko osolonej i jeszcze jakimś chemicznym zajzajerem doprawionej cieczy. Pierwszy łyk jest lekkim szokiem, ale potem jak to prawdziwi poszukiwacze wody (w proszku) mus się przyzwyczaić. I to nie tylko ta woda tak smakuje, wiele innych butelkowanych cieczy ma ten smak. PO prostu taką wodę im Hades puszcza w ramach oddolnej piekielnie mokrej inicjatywy i co mają zrobić? :-)
Ciekawe czy to co z kranu leci jest inne, ale tego nie sprawdzałem z obawy o wiecie co :-)
A tu łaźnia nr 8 - ktoś miał niezły odlot projektując tą budowlę. Kosmos zaiste abo inne ufo.
kiedyś to żyło, teraz pełni rolę śmietnika niestety


Park obfituje w piękne i egzotyczne drzewa - tu znów bodajże cypryśnik

jak pada dużo to i dużo rośnie  :-)

Ale te wesołe zieloności często są zakłócane przez takie obrazki:
bezdomne pieski

Psy po krowach są drugim najczęściej spotykanym udomowionym zwierzęciem. Niestety często są w tragicznym stanie zdrowotnym. Są zaświeżbione tak, że aż się płakać chce nad tymi ranami co se wydrapują. Wiele jest kontuzjowanych albo makabrycznie zabiedzonych. Co ważne w miastach zachowują się mega przyjaźnie w stosunku do ludzi, ale wiejskie burki latające wieczorem w naszej miejscowości napędziły mi trochę stracha jak mnie obskoczyły i ujadając kilka cm od moich łydek próbowały sterroryzować. Chyba jednak wyczuły, że nie zrobię nic głupiego i po 100 metrach odpuściły. Widywaliśmy tez całkiem sporo bezdomnych, ale zaczipowanych psów, więc chyba też i wykastrowanych.  Chyba zrozumieli, żeby tej psiej biedy nie mnożyć w nieskończoność....przynajmniej w miastach tak było.
Ostatniego pełnego dzionka pobytu skoczyliśmy do Kutaisi na zielony targ. To był dobry pomysł bo kupiliśmy parę kulinarnych pamiątek i prezentów dla rodzinki. Jakieś churchuli (będzie na focie), herbatki czarne, przyprawy i małe winko domowej roboty. Fajne kolorowe stragany przyciągały wzrok i pobudzały wydzielenie ślinki.
te kolorowe "didla" u góry to gruzińskie snaki orzechowo-owocowe (churczuli)

Następnie udaliśmy się w krótką "podniebną" podróż kolejką linowa na pobliski pagórek z którego spacerkiem niespieszny na następny punkt widokowo-historyczny "zawierający" oprócz panoramy katedrę Bagrati, piękną jodłę kaukaską, dżygitów i panie żebraczki :-)
Bagrati zostało niedawne odbudowane 


Następnie krętą brukowaną drogą poszliśmy w okolice centrum. Po drodze wpadła mi w obiektyw taka gołąbeczka - mi to wygląda na synogarlicę senegalską, ale przecież jej tam nie powinno być! Kurde, co jest? Nikt jej nie powiadomił czy ja niedowidzę? :-)
ciekawe komu by to wysłać bo jeśli to senegalka to chyba albo mają nowy element awifauny, albo wyczesik ciekawy
A na mieście takłooo:
lew - symbol Gruzji

architektura  i geologia w rzecznej dolinie


mural z babcią ugniatającą ciasto na chaczapuri
jak będziecie w Gru to mus spróbować tego wynalazku. Nie jest to wybitne kulinarium bo chaczapuri to głownie grube ciasto z różnymi wariacjami (ser, kura, ziemnioki) ale wersja adżarska z jajkiem i serem warta jest zawarcia bliższej znajomości ze śliniankami :-)
po cieście na mieście
NO i jeszcze raz to podkreślę, ze dużo drzew mają i ich NIE WYCINJĄ. Nasze samorządowe tłuki powinny tam jeździć na nauki :-)
znów kontrasty których ten kraj ma obfitość

Po miejskich spacerkach wracaliśmy w dobrych nastrojach do Wani i rzutem na taśmę zdążyliśmy odwiedzić wspominane na początku muzeum. 
W zasadzie to by było tyle, podróż powrotna oprócz małego poślizgu czasowego przeleciała nam bez przygód i nawet se mogłem przez okienko pospozirać. 
Tymczasem pożegnalno-zbliżeniowa fotka drzewnego symbolu Gruzji! Szyszki do góry i tymczasem.
jodełka i jej dzieci

Następny post z Pidżi gdzie wreszcie pojawiły się mocno spóźnione kobczyki.
Tymczasem.

czwartek, 21 września 2023

Czarno-morskie wakacje

Pierwszy odcinek opisuje 6 dni rodzinnych wakacji spędzonych w dwóch gruzińskich miastach położonych na wybrzeżu morza czarnego. Potem na 3 dni przenieśliśmy się w interior, ale to w drugiej części.  

Wakacje w Gruzji wymyśliła moja kobiałka czym wprawiała mnie w niezłe zdziwienie, ale w sumie oprócz moralnych oporów dot. gruzińskich władz które zaczęły od niedawna czuć jakąś dziwną miętę do pederacji roSSyjskiej chętnie się zgodziłem. Tym razem wakacje organizowaliśmy sobie zupełnie sami, bez biur podróży i pośredników. Żona stwierdziła bowiem, że jak se sam dałem radę w Malezji to w Gruzji chyba też dam. No powiem szczerze, że na rodzinnym urlopie wcale nie było lżej niż w tej egzotycznej południowo-wschodniej Azji a momentami ciężej nawet :-). Na pocieszenie warunki do obserwacji ptaków miałem wręcz wyśmienite i z tego korzystałem od pierwszego dnia w którym dojechaliśmy do miejscowości Poti. Podjeżdżając na plażę zrozumiałem skąd wzięła się nazwa morze Czarne - ten ciemny a gdzieniegdzie prawie czarny magnetyczny piasek robi robotę.  Wysiadając z auta na plaży zaskoczył mnie wyraźny głos zupełnie nie pasujący do okoliczności. Były to żołny które w tym czasie leciały na potęgę i były ich grube setki a nawet tysiące ( w czasie całego wyjazdu) . Pierwsze zdjęcie będzie jednak bardzo zaskakujące bo nie żołny będą a UWAGA: burzyk śródziemnomorski co latał niecałe 100 metrów od linii brzegowej o to przy prawie że flaucie.

burzyk śródziemnomorski
Drugiego dnia rano zrobiłem sobie wcześniejsza pobudkę i ruszyłem w ok 2 km traskę wzdłuż wybrzeża  w stronę ujścia rzeki. Nadmienię jeszcze, że te rejony gdzie byłem są na terenie Kolchidzkiego Parku Narodowego. 

Oczywiście jak morze i plaża to i siewy są. Podczas pierwszych 3 dni zaobserwowałem koło 15 gatunków siewek. Oddalając się powoli od plaży "kąpielowej" w dzikszy rejon zauwazyłem, ze owszem ciągle lecą pliszki żółte i żołny, ale i śmieci przybywa po prostu niemożliwe ilości. Źle się czuję widząc tak potężną skalę zła. Mocno mi to zabiera frajdę z przebywania w terenie i kontemplowania fajnych ptoków. Najpierw jednak pierwsze plażowe fotki:

biegus mały, były też malutkie
czapla nadobna na pinii

a tu skąpana w morskiej pianie
Na łachach przy ujściu rzeki serce zabiło mi szybciej bom spostrzegł rybitwy krótkodziobe, czubatkę i mewy cienkodziobe. Była też melka, mewy małe i jakieś duże mewska. NO i sporo piaskowców, brodźce śniade a daleko po drugiej stronie rzeki kilka kamuszników.
cienkodzioba w locie, dla porównania śmieszka

dwie rybitwy krótkodziobe 

czubatka ze zdeformowanym dziobem
Po godzince spędzonej w ujściu rzeki rozpocząłem powrót. Wtedy to te tony śmieci po prostu wypalały oczy.
ka ta stro fa!

Tak w połowie drogi do naszej kwatery oprócz żołn i pliszek zaczęły pojawiać się drapole. Najpierw jako zapowiedź pojawił się młody błotniak stepowy a potem oprócz błotniaków zauważyłem też sporo kani czarnych i rudych, krogulce. Niestety większość drapolków w tym dniu leciała daleko nad lądem dlatego ciężko było focić. 
młody step o ile się nie pomyliłem w oznaczeniu

ten sam
Na zakończenie tego dnia coś malwowatego rosnącego pomiędzy morzem a rzeczką.

Reszta dnia to kilka godzin na plaży. Co prawda było już poza sezonem i na plaży nie było za bardzo ludzi, ani infrastruktury turystycznej, ale mi to akurat pasowało. Ci co tam odpoczywają wjeżdżają autem na szerokie plaże jak najbliżej wody. Taka kultura. A jeszcze napiszę o naszej kwaterze i cenach wynajmu noclegów. Mieliśmy nocować w jakichś domkach 4-5 os ale ponoć jakaś awaria prądu była i nas przekierowano do kwatery w jednym z pamiętających lepsze czasy bloku wybudowanym zapewne jeszcze w czasach gdy Gruzja była pod kacapskim butem. Ohydna klatka schodowa i sypiąca się elewacja mocno kontrastowała z bardzo zadbanym i nowocześnie urządzonym mieszkaniem. Zresztą kontrastów nie zabrakło nam do końca wakacji.  Popołudniu pojechaliśmy do centrum Poti na późny obiad. Oczywiście były chimkali i bakłażany z pastą orzechową. Lokal nazywał sie Argavi i mogę go polecić każdemu kto będzie odwiedzał Poti. 
Drugiego dnia pojechaliśmy do Parku Dendrologicznego ok 25 km od Poti. Tu po raz pierwszy ale wcale nie ostatni "aplikacja mapowska" nam zwariowała i musieliśmy dołożyć kilka km by się dostać do miejsca przeznaczenia. Piękne tam drzewiszcza mają w odcieni zieleni milion po prostu. Aaaa, bo zapomniałem dodać, że Gruzja niewiele ma wspólnego z zasuszonymi krajobrazami wybrzeży morza śródziemnego choć podobieństwa też sa: górki mianowicie. Ale na tym to podobieństwo się kończy, Gruzja tańczy w kolorze zielonym i jego odcieniami. A zielono jest dlatego, że na wielu obszarach Kaukazu deszczu pada 3 razy więcej niż w naszym kraju.
dęby, magnolie wielkokwiatowe, cypryśniki, cedry i kupe innych

Jak zaraz zobaczycie wiele z tych drzew zostało przetransportowanych i posadzonych gdy już były wielkie: aż się w to nie chce wierzyć.
 
o proszyyy
Niemałe zainteresowanie zwiedzających ( a było ich sporo w tym naszych rodaków) wzbudzał zagajnik bambusowy. Widziałem już tą roślinę w innych krajach ( w Malezji też) ale jej rozmiary i wygląd dalej są dla mnie interesujące. No i warto dodać, że to nie drzewo a uwaga: TRAWA!

Ach Ty bambusie :-)
Po ok 2 godzinnym spacerku poszliśmy na plaże obok. Tam to był dopiero czarny piach. Kąpiel i plażowanko spoczko choć gdy zauważyłem dwie kobity co stojąc zanurzone w wodzie do majtasów paliły fajki a potem je zwyczajnie wyrzuciły do morza odechciało mi się. Ech, te to były bambusy dopiero.
Wieczorkiem, po powrocie skoczyliśmy na spacerek na zachód słońca po tzw "bulwarze" w rejonie latarni morskiej. Oj, oprócz obrazków sytuacyjnych i 3 słoni mniejszych oczu tam nie ma na czym zawiesić. Tak , że niekoniecznie polecam.
kulik mniejszy

nabożeństwo przy bulwarze

znacie? Bo ja znam :-)

tak wyglądają okolice bulwaru
Trzeciego dnia skoczyłem na spacer za ujście rzeki. Tam dalej rządziły siewy, ale jak koło 10 tej ruszyły strumienie drapoli to oczy ze zdziwienia przecierałem. To było coś czegom jeszcze nie widział nawet na Tarifie gdzie też przecie latały stada drapieżnych ptaków. 
gimnastyka piaska

stadnie je ładnie
jest rozmach i o dziwo tu śmieci dużo nie było

dużo tego na wydmach i skraju plaży rosło - liście jakby wierzbowe. Musze poszukać w gogolach

Ale ale, o drapolkach przecie pisałem:

kanie czarne i błotniaki



filmik z odgłosami szumiącego morza i kołującymi drapolami - okoliczności obserwacji nietuzinkowe. 
Wśród ptaków pojawiają się o takie pierony które nawet doświadczonemu ptasiarzowi sprawiają niejaki kłopot. Ja nawet po powrocie do domu gapiłęm się jak dziecioł w szyszkę by określić tożsamość delikwenta. A to przecie młody trzmielojad formy ciemnej był. Ale jajca.

daje po patrzałkach, co nie?

od spodu
Oprócz drapoli spotkać wszędzie można też krowy. Nie tylko na drodze, na plaży też. Azja i egzotyka panie i tyle.
krowa morska :-)
W dzień kiedy mieliśmy jechać do Batumi ( o matko gdybym wiedział w co się pakuję na bank bym jeszcze został w Poti :-))) podjechałem jeszcze na pół godzinki na moją miejscówkę przy ujściu rzeki. W nocy nadciągnął front więc pogoda zmieniła się diametralnie, ale i tak widać bylo migrację. Tylko bardziej w krzaczorach iż na niebie. Było trochę pokrzewek, trzciniak, dzierzby, drozdy i świergotki. Nie było czasu natomiast na dłuższe czesanko.
trzciniak

Podróż do Batumi zajęła nam niecałe 2 godzinki. Część drogi biegła tą samą trasą która prowadzi do Parku Dendrologicznego, ale okolicy zupełnie nie poznawaliśmy! Wszystko dookoła zalała woda; opady które przeszły poprzedniego popołudnia i w nocy spowodowały w ujściach rzek płynących  z gór i pagórasów POWÓDŹ! No tego nie brałem pod uwagę planując urlop!
Na szczęście woda nie zdążyła zalać jeszcze drogi więc do Batumi dojechaliśmy bez przeszkód. Za to już pod naszym "blokiem" jakiś szaleniec w niewielkiej toyotce przyhaczył swoim lusterkiem no i zrobiła się afera no bo jak ktoś jeździ 20 km/h i używa migacza to dżygici tego nie ogarniają :-). Policja, telefony, itd,itp.. Z 5 lat temu byłem kilka dni w Gruzji i też jeździłem tam autem więc pamiętam, że tam jeżdżą jak porąbani - od tamtej pory niestety nic się nie zmieniło. Momentami jest po prostu niebezpiecznie. No, ale Pan policjant wolał dać mandat turyście bo przecież jak jest z małym dzieckiem to mu szkoda na gadki będzie czasu...Dobrze, że se wykupiłem pełne ubezpieczenie, więc polecenie policjanta żebym się teraz rozliczył z tym cha co mnie przytarł wyśmiałem. Wykręciłem numer wypożyczalni z której brałem wóz i se tam chłopaki ustalajcie. Ten co się tak śpieszył z małej toyoty musiał stać i czekać kolejne 2 kwadranse zanim się nie pojawił pracownik wypożyczalni. 
Jak już ten cyrk się skończył zajęliśmy mieszkanko na UWAGA: 47 piętrze sporego apartamentowca. Widoczek jednak nieco rozczarował ; większość horyzontu zajmował sąsiedni budynek. 
Apropo widoczków to pojechaliśmy na punkt widokowy na górce od wschodniej strony miasta. Wjeżdża się tam kolejką linową. Z jej wagoników widać eklektyczną architekturę i kontrasty tego szalonego miasta. Wszystko się tu miesza bez ładu i składu i tylko w okolicach starego miasta jest trochę lepiej.
w lewym górnym rogu dwa najwyższe aparamentowce tzw "orbi city" - tam mieszkaliśmy

klasztor i panorama na miasto

Z punktu widokowego zauważyłem także bardzo smutny widok - w delcie rzeki Choroki uchodzącej do morza na S od miasta plamę potężnego wysypiska śmieci. Jeśli w takich miejscach lokowane są śmietniska to jak się potem dziwić ilosci śmieci na plażach? Niewyobrażalne skurwysyństwo...
jasna plama to śmietnisko

Co do rzeki to obczaiłem sobie w necie, że jej delta to wspaniałe miejsce na ptaszenie. Mimo nieciekawych prognoz pojechałem tam używając sprawnego i taniego zbior-komu ( a też wiecie czym grozi jazda po gruzińskich miastach autem ;-)). Od ostatniego przystanku miałem niecałe 2 km z buta. Podczas spacerku zauważyłem stadko niedużych brązowawych ptaków które początkowo przypominały mi jakieś kalandry. Gdy jednak siadły na krzaku jeżyn zauważyłem, że to młode pasterze różowe. To dopiero druga moja obserwacja tego gatunku. Pierwsza też była zresztą w Gruzji kilka lat temu.
młode pasterze

Kamienista plaża, setki mew i 2 czaple modronose przywitały mnie u celu zacnie.
ujściowe młode mewy

2 modronose z krzywymi spojrzeniami :-)

Zaraz potem spotkałem mega sympatyczną parę ptasiarzy w Wielkiej Brytfanii; Pita i Alicję. Jak się okazało Pit oprócz porządnej lunety miał oko i nosa do siewek. To on jako pierwszy zauważył TEREKIE co mnie baaaardzo ucieszyło bom tej siewy jeszcze w życiu nie widział! Chwilę potem Pit wytropił biegusa płaskodziobego i tego już sobie mogłem ładniej pooglądać. Z tym, że foty mu nie zrobiłem bo łaził w krzaczorach. Terekie cyknąłem, ale to fota z serii "choxwe zdjęcia przyrody' :-)
znajdź se ją :-)
Cóż tam jeszcze latało? Ano czapla purpurowa, ślepowrony, leciały też drapole wśród których dostrzegłem orzełka włochatego. 
jasny orzełek

A tu kawałek strumienia drapoli od dupki strony. Coś niesamowitego. 
gęsto

Choć potwierdziło się, że delta Choroki to mega fajne miejsce na ptoki to niestety nie tylko ptasiarze ( a było ich tam jeszcze kilku) korzystali z tego miejsca. Zauważyliśmy 3 myśliwych co z nieprzeźroczystami worami wracali z polowania. Zło jest niestety wszędzie. 

spływaj 

Podczas powrotu zauważyłem jeszcze jedną fajną siewe: szczudłaka.
"pijański" szudłak

ptak dziwak a sam zdziwiony :-)
Szukałem jeszcze w stadzie setek mew jakiejś orlicy czy mewy armeńskiej co mi się niestety nie udało. Ale te ptaki się tam pokazują i warto ich tam szukać.
te dwie w typie "romków"

CO do mew to z 90% ptaków było w szatach juv/imm. Bardzo to utrudniało znalezienie tego czego się szukało. 
Co tam jeszcze odwiedziliśmy w Batumi? Ano ogród botaniczny np. Fajne miejsce położone z dala od zgiełku i szumu miasta. Na wizytę z tym miejscu zaplanujcie cn 4-5 godzin jeśli chcecie zobaczyć więcej niż my. Co prawda przeszliśmy cały, ale głównym szlakiem bez zawijek których tam jest dużo. Dla mnie najfajniejsze drzewo jakie tam widziałem to sosna Montezumy z Meksyku. Jej oryginalny pokrój, zieleń i długie, elastyczne igły zrobiły na mnie wrażenie. 

kącik meksykański i sosna Montezumy
Najlepsze co mnie mogło spotkać z Batumi to wyjazd z tego miasta :-) Nie, nie żebym miał jakąś traumę przez niefartowną przygodę z mandatem i próbami jego zapłacenia, ale przez to, że w dniu wyjazdu odwiedziliśmy punkt licznie drapoli w Sakhalvasho prowadzony przez tych ludzi
Jak otworzycie tą stronkę dowiecie się, że bywają dni, że nad obserwatorami przelatuje w ciągu doby KILKADZISIĄT TYSIĘCY ptaków drapieżnych. Liczenia są prowadzane z dwóch górek i czasem suma ptaków sięga UWAGA! STU TYSIECY osobników! Ja miałem widoczki na dużo mniejsze stada drapoli, ale i tak wrażenia nie z tej ziemi. Jest to tak wyjątkowe miejsce, że przyjeżdżają tu ludzie z całego świata. Pita i Alicje z delty także ( a jakże, spotkałem ich także na punkcie liczenia). Ja też jeszcze chciałbym tam wpaść na parę dni i zaznajomić się np z orłem stepowym czy trzmielojadem czubatym. Jak ktoś chętny na wspólną wyprawę za rok to proszę pisać. Mam już rozeznanie co gdzie i jak. Ech, już bym z zasadzie leciał :-)
No to parę fotek z magicznej góry i czekajcie na następny post.
mural na punkcie obserwacyjnym

gadożer
Tego dnia ptaki leciały bardzo wysoko i mało dawało się sensownie sfocić. Jeśli podstawa chmur jest niższa ptaki lecą dość nisko i efekty są niesamowite. 
ostatnie bociany
Warto zaznaczyć, że migracja trwa tu kilkanaście tygodni i każdy okres ma swoje charakterystyczne gatunki. Ja byłem w okresie kiedy kończył się szczyt przelotu trzmielojadów a zaczynał kanii czarnych.
Ostatnia fota z punktu dość nietypowa: 
tęczowy samolocik :-)

No to do za chwilę.
A jak kończę pisać ten post to akurat nasze siatkarki wygrywając z Włoszkami 3:1 zapewniły sobie awans na Igrzyska Olimpijskie! Braaaavo!