Etykiety

pidżi (34) ptaki (30) motyle (23) Turawa (22) gęsi (22) niszczenie przyrody (22) ważki (22) bociany (21) drapole (20) mewy (20) stada (19) dolina odry (18) góry (16) siewki (14) dewastacja (10) owady (10) rajd ptasiarzy (10) stado (10) zmiany klimatyczne (10) gogolin drzewa (9) przeloty (9) księżyc (8) rolnictwo (8) dzierżno (7) las (7) migracja (6) myślistwo (6) plaskowyż głubczycki (6) osadniki Strzelce Op (5) stawy tułowickie (5) Utrata (4) osadniki (4) parki narodowe (4) storczyki (4) łabędzie (4) żołny (4) żuraw (4) biegus zmienny (3) bocian (3) błotniak łąkowy (3) cyraneczki (3) gogolin kamieniołomy (3) las naturalny (3) modliszki (3) piotrówka (3) rzeka (3) sokół wędrowny (3) wróble (3) wycinki (3) zrównoważony rozwój (3) Jesioniki (2) Park Narodowy w Austrii (2) Rogów Opolski (2) biała (2) dziki park (2) dęby (2) kotlarnia (2) mppl (2) nietoperze (2) ochrona przyrody (2) orlik (2) park w Rogowie (2) raniuszek (2) rybołów (2) rzekotka (2) wydmy (2) łączki A4 (2) Białowieża (1) Strzeleczki (1) ambona (1) bagno (1) bewiki (1) blotniak stepowy (1) brzegówki (1) budki dla jerzyków (1) czapla (1) drapolicz (1) erozja (1) gąsiorowice (1) jemioła (1) kotewka (1) krasowa (1) krynica morska (1) kumak (1) kurhannik (1) kwiecień (1) mamidło (1) mochów (1) ochrona (1) ojcowski park narodowy (1) opryski (1) oprzędy (1) postrzałek (1) rozlewiska (1) rybitwa (1) siwerniak (1) stepowienie (1) storczyk blady (1) strach na ptaki (1) szpak (1) słowacja (1) trzmiele (1) uhla (1) wejmutka (1) widmo brockenu (1) zabezpieczenia antykolizyjne dla ptaków (1) zaćmienie słońca (1) znaczki skrzydłowe (1) znaki (1)

wtorek, 31 maja 2016

La proxima pedałowanka:-)

Strzałeczka.
Jakem zapowiadał to i wstawiam fotki z paru wycieczek rowerowych z okolic bliższych i troszkę dalszych. Pierwej z zeszłego tygodnia z okolic Kosorowic: było czym paść oczka a przejechany dystans też zaprawdę miły dla nóg ( 4 dyszki) :-)
Zacząłem od zachodniego skraju gdzie wypatrzyłem "polniaczka", potem kierowałem się na las na północ od żwirowni. Tam o mało nie rozjechałem leniwie popasającego padalca - ta beznoga jaszczurka jest dość powolna i zupełnie nieszkodliwa.
świegol polny :-) w typowo ruderalnej scenerii
jaszczurka bez kończyn (widocznych)
nieudolnie udaje kobre :_) czyli skobry_syn
fajna gadzinaka
uciekaj bo ciem rozjadą!
Potem odwiedziłem łączkę gdzie obserwowałem polującego lisa - niestety za daleko na focie, za to firletka była blisko i nie uciekała.
firletka tajm
Zdjęcia na Kosorkach robiłem już przy niskim słoneczku dlatego mnie się one podobują :-)
Pojawiło się sporo głupolowatych "podlotków" co to nie znają jeszcze ludzkiego "dobrego serca".
pliszka z wielkimi gałkami :-)
Jak zwykle o tej porze roku na żwirowniach kręcą się rybitwy szukające dogodnego miejsca na jajczenie - w tym roku będzie ciężko, nie ma za bardzo wysepek ani innych bezpiecznych  miejsc :-(
elegante w każdym calu
Następnie przejeżdżając piaskowym szlakiem między dwoma świeżo wykopanymi nieckami zauważyłem mały kształt przycupnięty przy linii wody, que sorpressa! Teminek w godówce zaleciał na Kosorki w drodze do domu na daaaalekiej północy.
przyczajony biegus mały
tu już zaniepokojony wyciągnął szyję
By się do niego zbliżyć na sensowną odległość trza się było trochę wytarzać w piachu, ale to i tak nic w porównaniu z tym co spotkało mnie potem - wpadłem prawie po kolana w kurzawke i musiałem szukać buta którego piach wessał całkowicie - beware of "kurzawka" :-)
Po "wyarcheologizowaniu" buta z mokrymi oboma kończynami dolnymi oglądałem jeszcze toki sieweczek "grzecznych" - tu jedna z parki wesoło jodłujących wieczorową porą ptaszyn.
sieweczka
Nie zdążyłem się jeszcze nawet rozpędzić a tu widzę pływająca po strudze "Lutni" rodzinkę "niemców" - ale mi fajnie pozowały! Brawo ONE! :-)
zatroskana mamusia i spryciarz :-)
na barana zawsze lepiej -)
A QQ !




Na koniec wyprawy ładnie zachodziło słoneczko, a żem lubiciel "plastikowych landszafcików" to nie omieszkałem że się tak wyraże :-)
low down
pożegnanie dnia
Droga powrotna przebiegła już bez niespodzianek ale parę dni później ruszyłem na następną pedałówkę. Chciałem sobie policzyć śpiewające wzdłuż Odry strumieniówki. Traska wiodła najpierw wałem południowego brzegu rzeki. Wesoło przebierajac nóżętami wsłuchiwałem się w odgłosy przyrody. Strumieniówek tylko 4 samce a i co dziwne żadnych przepiórek -słaby rok na ten gatunek.
Za to qqłęk tabuny całe - oj będa miały "ptaszyny wróblewskie" :-) nieproszonych gości w swych gniazdach w ilościach hurtowych! :-)
Zamiast ciekawych ptaków zoczyłem takie zjawisko:
intensywny opad kolumbijskiej wierzby :-)
Przyznam się że na żywo wyglądało to dużo bardziej spektakularnie - ale sensa oddaje.
Jeszcze dwie fotki z drogi:
na wodzie flauta z wierzbiną
starorzecze w Mechnicy
Jeszcze na powrocie mała przeprawa promowa (nie , nie do Szwecji) :-) i potem już prosto do domku.
Ostatnie foto-spotkanie zaliczyłem koło stacji PKP w Jasionej - tam jadąc wzdłuż ściany lasu usłyszałem drące paszcze młode dzięcioły. Dziuple zauważyłem od razu - no tak nisko położone miejsce rozrodu z prawie gotowymi do wylotu młodziakami to rzadkość. Może obecność hałasujących pociągów zagłusza lub odstrasza polujące drapieżniki?
ten młodziak myślał chyba że tatuś z żarciem wrócił
Nic nie tykałem przy dziupli, nic nie wkładałem do środka, szybkie focie i odwrót, rodziciele z dziobakami pełnymi korników już czekali by młodzieży zafundować udany start w dorosłość.
Na koniec wspominajki zapodaję pochwalną focię "srogiego stolca" :-) Takie tu w tych naszych żadnych lasach mamy siedliska storczykowe - można zazdrościć :-)
imponujące rozmiary buławnika wielkokwiatowego
I co, to bym se i powspominał ostatnie dni a tymczasem życzę kolorowych snów i do następnego - założyłem se profila na fejsie (misja od Dżia) i jakby co to pozdrawiam tych ze "spisoryja" :-)
Nerra.

wtorek, 24 maja 2016

Przez maj na rowerku :-)

Strzałeczka!
Zostawię chwilowo na boku moje troski i smutki związane z eksterminacją drzew z przestrzeni publicznej i wstawię parę fociaków z pięknej prawie 70 km wycieczki rowerowej z soboty. Pogoda cudna, widoczki takoż a zmęczenia po wycieczce prawie wcale nie czułem taki byłem hepi :-)
Zanim jednak to jeszcze 3 fociaki z Januszkowic gdzie znów poszukiwałem z mym zacnym frendem Waldemarem "przeklętej meli" :-)
I tym razem bezowocnie, ale zauważyliśmy tak jak rok temu ptasie chwasty w postaci pary gęsiówek z 2 pullusami.
za to helmuty zniknęły :-(
 Dziwną rzecz zauważyliśmy: otóż są dwie kolonie, na zbiorniku we wsi lęgi są ok tydzień opóźnione względem koloni na zbiorniku Wielmierzowice. To soł dziwne zjawisko jest gdyż obie te kolonie lęgowe są oddalone od siebie w prostej lini ok 1 kilometra! Ciekawa sprawa.
Teraz fotka ocalonej koleżanki nazwanej onegdaj "naj_ti_ej" :-) Miała szczęście, gdybyśmy jej nie zauważyli padła by w strasznych mękach. Tą konkretną mewą zresztą dobrze obaj znamy - czytaliśmy ją wcześniej wiele razy!
ocalona :-)
Takie dziwne gniazdo, ale śmiechy się nie czają i jajca do cudzych zniesień dokładają:-)
kolorowo w tym zniesieniu
Okej, to szybko wracam do rowerowej soboty:
Z Gogolina skierowałem się na Tarnów Opolski gdzie miałem szczęście widzieć tokującego trzmielojada- w stylu myszołowa falował robiąc górki i doliny ale kiedy dolatywał na szczyt fali "klaskał" skrzydłami jednym o drugie. Cudnie to wyglądało.

trzmielu od tylca
 Potem za Tarnowem Opolskim przeciąłem dolinkę małej strugi - tu musiałem chwile przebijać się przez lekkie chasie gdyż ścieżka mnie się skończyła :-)
urokliwie

kozłek bzowy
Kierując się na Dąbie wsłuchiwałem się w śpiewające ortolany - tych było kilka. Chyba jednak nie jest to rok na przepiórki gdyż mimo tego, że sporo łączek po drodze odwiedziłem żadnej nie słyszałem :-(
łąkowe krajobrazy pod Dąbiem
Za Dąbiem trafiłem na zatorfioną łączkę i zacząłem wypatrywać wystających w darni kolorowych głów storczyków - długo ich nie szukałem wzrokiem :-)
plamisty
 Nie napisałem jaki obrałem cel mej wycieczki a to dość ciekawa miejscówa: rezerwat Srebrne Źródła koło Dębskiej Kuźni. Fajny teren ale u mnie mam przecie podobne źródlisko zwane Forelle. No to teraz czas na te srebrne źródła:
mapka z traskami na rowerex
ładnie ale znam taki klimat
tu żyją ponoć rzadkie ważki ale to nie czas jeszcze na nie
Potem kierunek na łąki pod Krzyżowa Doliną. Po drodze trochę pomyliłem szlaki ale co z tego :-)
Takie klimaty mnie otaczały:
marzenie leśniczego jagodziarza :-)
A jak wyjechałem na łączki to zrobiło się ciekawie; polował kobuz, dudi sobie ładnie nadawał a do tego uszy cieszył koncert tysięcy świerszcz, bueno!
świerszcz

ciekawe murawy - też muszę się dowiedzieć co to za siedlisko
Zauważyłem malutkie wierzby i widłaki.
jestem taki bo lubie widłaki :-)
mini wierzby
Potem zauważyłem sosny co to zimą pisałem że jakieś duże kopytkowce używają ich do pielęgnacji ciałała :-) Teraz już wiem : polska rogaciżna tak się ładnie wycierają o sosenki :-)
łaciate bizony :-)
Wracałem do domku przez stawy w Utracie - pora nie była zaiste na telesfora więc nic godnego eksajtacji nie wpadło w me oczi.
Natomiast ostanie zdjęcie panów krosowców - hobby ciekawe jak każde, jeno w ten sposób uprawiane "na pałę" - nie pochwalam tak pojętego sportu. Nie po to jeżdżę w "zieleń" by mi ktoś pod nosem syfił, "pierdział" spalinami i rzucał z pod kół kamulcami :-(
Taki to ten nasz polski szacunek dla bliźniego - jak Kalego biją to lament, jak Kali bije to oł_rrrrajt!!! :-)))
oby nie do zobaczenia, panowie. :-(
To tyle na ta chwile - aaaaaa, na koniec zaanonsuje że dziś znów był rajdzik rowerowo-błotny, ale to już na następny wpis będzie.
Nerra!

środa, 18 maja 2016

burmistrz brukarz

Tia, słyszeli ostatni wszyscy o korniku drukarzu niszczącym lasy świerkowe w puszczy Białowieskiej. Są natomiast inne jeszcze groźniejsze szkodniki niszczące konsekwentnie i zawzięcie drzewa liściaste w mojej okolicy - niewątpliwie najgroźniejszym z nich jest burmistrz brukarz.
Ten szaleje niepowstrzymywany przez nikogo - ja też mam marne szanse w konfrontacji z nim ale do rzeczy:
Dziś dostałem telefon o wycince w centrum pięknego kasztanowca - ponoć zleciało z drzewa przy okazji kilka gniazd. Pojechałem zobaczyć co się tam dzieje, ale już było po wszystkim. Przy okazji zauważyłem że pobliska stara wierzba o obwodzie pnia prawie 4 metrów też została "skonsumowana" przez brukarza!
Poniżej przedstawiam fotki z miejsca ataku szkodnika:
resztki pięknego drzewa - akurat kwitł :-(
skutki działania brukarza
obwód 120cm
zeżarło wierzbe :-(
żal i smutek :-(
No co tu robić myślę, uderzam więc do pobliskiego magistratu gdzie grzeczny i przeładny urzędnik obiecał się przygotować na rozmowę o powodach wycinki 3 godziny później.
W międzyczasie skontaktowałem się z EkoFundacją gdzie rzeczowo mi doradzono w kwestii wycinki. Przygotowałem sobie też pismo o udostępnieniu informacji bo jakoś czułem że będą kombinacje jeśli okaże niezadowolenie z wyjaśnień urzędników.
Grzecznych panów dwóch zaczęło mnie przekonywać; że z bólem serca, że inaczej się nie dało, że wszystko gra. Ja zażądałem udostępnienia decyzji wycinki i protokołu oględzin drzewa- poniżej wstawiam te "doku_męty"
proszę o uważne przeczytanie!
Tu wyszło jak mijają się z prawdą ludzie z magistratu oraz to że jutro brukarz znów zaatakuje tym razem brzozy rosnące w pobliżu!!!
Kasztanowiec był zdrowy jak ryba, jego korzenie nic nie niszczyły, a jedyne w czym przeszkadzał to zawężał wjazd na parking pod sklepem. Problem wjazdu można było rozwiązać inaczej niż za pomocą piły, ale wygoda i cwaniactwo są niestety wyżej cenione niż szacunek dla mieszkańców i pięknych drzew! Urzędasy! Czuję się jakbyście to mi obcięli palec! Ja przechodziłem pod tym kasztanem prawie codziennie przez ostatnie 40 lat życia a wyście je załatwili w pare minut!
To nie są wasze drzewa - one należą do wszystkich i mają duży wpływ na nasze zdrowie.
Ale dobra, nie denerwować się, nie denerwować!

Następna rzecz" protokół oględzin drzewa:
oględziny
sorki, ze nieostre, ale mną telepało z emocji!
Ludzie, ja wiem, że prawo pozwala wydawać opinie ludziom którzy nie mają merytorycznej wiedzy "przyrodniczej" ale jak można napisać zdanie: " na przedmiotowych drzewach nie stwierdzono występowania roślin i zwierząt podlegających ochronie" - przecież na kasztanowcu były już liście więc jak panowie specjaliści byli w stanie napisać to czego nie byli w stanie zobaczyć? - czyżby na tym polegało rządzenie i demokracja?
A o to dowód na me słowa:
świeże gniazdo kulczyka
Tak, a jutro brukarz znów zaatakuje tym razem te drzewa:
to przecież "tylko" drzewa!
te brzozy są według urzędasów chore i stwarzają niebezpieczeństwo!

Mieszkańcy Gogolina! Odważcie się w końcu głośno tupnąć nogą bo za chwile obudzicie się zabrukowani na amen! Już teraz centrum to betonowa pustynia! Dlaczego nikomu nie przeszkadza zatrute powietrze i kilkakrotnie przekroczone normy benzopirenu i pyłów! Rak atakuje co chwile wiele osób które znacie i lubicie - tak, ta choroba także ma swe przyczyny w zanieczyszczonym środowisku. Czy nie chcemy żyć zdrowo i długo? Czy mimo tego że mamy centrum reagowania kryzysowego i kase na stacje badania czystości powietrza (tej brak) urzędnicy informują nas żeby z domu nie wychodzić tak zasyfione jest otoczenie! 
Co z poważnymi problemami naszej społeczności? Gazony, doniczki i trawniczki nie poprawią tu niczego poza wizerunkiem urzędników i decydentów z gminy! Dość z wybujałymi ambicjami sztucznego upiększania zawalonego spalinami centrum!
Nie dajcie sobą manipulować bo tu nie tylko o nas chodzi ale o nasze dzieci i wnuki.
A kto nie szanuje ludzi którym ma służyć jest zwykłym dyktatorem. 
Udostępniajcie ten wpis, pokazujcie dokumenty nie mające nic wspólnego z rzeczywistością - czas na jakąś pikiete czy inny hepening pokazujący samorządowi że koniec żartów! 
Ja w każdym razie nie odpuszczam - działam dalej bo oprócz pisania i żalenia się czas dać coś prawdziwego od siebie!
Ave Ludzie! Ave zielone!

PS - przed chwilą dzwonił do mnie poruszony sytuacją kolega mieszkający zagranicą i przypomniał mi jak wspinaliśmy się za "małolata" na to drzewo by straszyć przechodniów - no tak Artur, te drzewo dla nas to także wspomnienia pięknej i beztroskiej młodości a dla urzędasów jakiś nic nie znaczący "bzdet". Z tym, że my jesteśmy po dobrej stronie mocy :-) co mam nadzieję wkrótce się okaże.

Ciąg dalszy historii: wczoraj zaprosiłem TV Opole - nie miałem pewności czy przyjadą, ale nie zawiedli moich nadziei :-) Najpierw zapodaj linke do materiału:  kurier wydanie główne (od ok 4;45sek)
Szkoda, że tak mało ale i tak dzięki przyjazdowi ekipy nie ścięto tych brzóz wcześniej skazanych na ścięcie! A takie groźne były :-)
 Następnym moim krokiem będzie występ na radzie miasta i zadanie kilkunastu pytań o ile zostanę dopuszczony do głosu oczywiście. Cieszy mnie też fakt że wiele osób kontaktowało się ze mną życząc konsekwencji i powodzenia w otwieraniu oczu mieszkańcom Gogolina - też tak myślę, ludzie powinni wiedzieć co władza chce robić z publiczną własnością, kasą i co jeszcze raz podkreślam z historia naszego miasteczka! 
Co ciekawe urzędowy druk"decyzji zezwalającej na wycinkę" nie powinien mieć mocy prawnej gdyż nie spełnia wymogów z Ustawy o Ochronie Przyrody! To już duże zaniedbanie i amatorka w wykonaniu ludzi biorących z naszych kieszeni kase za "uszczęśliwianie lokalnego społeczeństwa" - ja nie chcę być szczęśliwy po waszemu! Inni okazuje się też nie. Przewiduję jeszcze następne niespodzianki ale na razie nie chcę odsłaniać wszystkich kart, po co, niech dziś ktoś inny nie pośpi :-)
Dzięki wszystkim za poparcie i mam nadzieję, że widać po której stronie mocy występuje autor :-)
Pozdrówka.




poniedziałek, 9 maja 2016

Bez napięcia czyli pułapka Morfeusza i terenowe trójki.

Strzałeczka.
Jak co roku w maju odbyła się kolejna edycja Rajdu Ptasiarza. Sprawdzona ekipa i pogoda wróżyły gęste emocje i niezły wynik, ale z drugiej strony nikt z nas nie robił jakiegoś specjalnego rozpoznania w terenie bo najzwyczajniej brakło czasu - stąd właśnie w tytule użyta fraza "bez napięcia".
A skąd Morfeusz? Przyczyna prosta - wstyd się przyznać, ale po prostu zaspałem i gańby się przez drużyną najadłem - no jak tak można ja się pytam, no jak? Ano tak: budzik dzwoni 3;30 a mi po niespokojnie przespanej nocce jeszcze 5 minut drzemki się zachciało - no i prawie pół godziny spóźnienia na strat! No wstyd nomalnie :-)
Ale może nie ma tego złego......................a było to tak:
U naszego el Kapitano Waldka już w komplecie meldujemy się z najlepszym sekretarzem wśród ornitologów i najlepszym ornitologiem wśród sekretarzy Przemkiem i Moniką z wyczulonym słuchem. Jest za kwadrans 5 i lecimy w doline Odry koło Krapkowic. Tam ostry nasłuch przynosi parę dziesiątek gatunków w tym strumieniówkę którą każdy z nas po raz pierwszy słyszy tej wiosny.
przed wschodem słonka
 Potem przejazdem przez wieś i zaliczanka synatropijnych gatunków w typie sierpówki, boćka ,wróbla i piegży nadającej z żywopłotów Żywocickiego puebla :-)
Potem kapitan prowadzi nas do pliszki "góralskiej" - ta jak na zawołanie przy swoim gnieździe z papu dla pisklaków w dziobie - my nawet z auta nie wychodzimy bo jeden taki zasapał i cały misternie ułożony dwa dni wcześniej plan pruje się w szwach jak stara kordła :-)
Jadąc wzdłuż Osobłogi widzimy migrującego błotniaka ale czy to zbożówka czy łąkówka czy też może step? Kto to zgadnie jak ptak w upierzeniu samki i jeszcze w pit daleko i od dupy strony - ale to nic , przecież to początek dopiero.
Za chwile stop w "ruinach" zabudowań przy małym gruzowisku w polu - tu para białorzytek, gąsiorek, i głos ortolana - fajnie, ale gdzie srokosz ten gad! Miał tu czekać a zdaje się historia z zeszłego roku ciąży jak fatum w tyle głowy.
Za chwile Waldi wydaje komende: szukamy pójdźki i już widzę, że na kominie skrajnego domu coś wystaje - nie chce mi się nawet lornetki do oczu podnosić i mówię, że to jakiś wypust z komina - za chwile słyszę "alternatywne pochwały" pod swoim adresem. No siedzi mała sowa jak malowana, z tym że siedzi dosłownie 30 sekund podrywa się i znika w pobliskiej stodole - ciekawe czy była by to gdybyśmy podążali zgodnie z planem czasowym :-p
Walimy w stronę stawów Tułowickich ale po drodze kilka stopów bo godzina przed i 2-3 godziny po wschodzie słonka to najlepszy czas na nasłuch i obserwacje. Szkoda wtedy spędzać czas w samochodzie. Stop na żwirowni w Mokrej to siewkowe eldorado - ostatnio jak tu byłem tylko sieweczki i czajniki a teraz jeszcze batony, śniade, obrożna, łęczaki - no po prostu piękna niespodzianka :-) W okolicy są też dwa błotniaki łąkowe - ekstra!
Zanim docieramy do ważnego punktu naszego programu to jeszcze przejazd przez mały głównie liściasty las koło Przechodu - tam pojawia się polująca w niskim locie patrolowym samica jastrzębia i płoszy 5 siniaków - a chodźcież gołąbki na listę rajdową, zapraszamy! :-)
Słonko świeci coraz wyżej ale jeszcze fajny rześki chłodek - bąk a nawet 2 buczy jak rasowy parowóz i nie trza nawet używać butelki do stymulacji. Potem rundka po parku w Lipnie - tu dopisujemy do listy mysikrólika - Waldi bał się o tą "pozycje" bo na niżu to jednak nie jest oczywista oczywistość. A jednak jest, oprócz niego odzywa się dzięcioł zielonosiwy i czubatka - jest git:-)
rez Piekiełko w Lipnie
Na penetracje tych okolic mamy w planie zarezerwowane ok 3 godziny wiec jeszcze look na staw Loża - tam widzimy perka rdzawoszyjego, cyrankę i......................takie cudo.
grzebiuszka czyli huczek ziemny
Jak widać ptasiarze to ludzie wrażliwy na każdy rodzaj piękna :-) co klapki na oczach może i mają ale na pewno takie kolorowe i wesołe :-)
Loża
Pojawiamy się też na leśnym zrębie by "zaliczyć" drewniaka - ni ma? A może na następnym zrębie będzie? No i co? No JEST!
Jeszcze staw Ławnik - tu sporo gągołów ale te już widzieliśmy na niewielkich stawach koło kamieniołomu gdzie zaczynaliśmy zwiedzanie tułowickich areałów.
każda koza na pochyle drzewo wlezie ( z lornetką) :-)
Już nie pamiętam czy to przez Ławnikiem czy po nim (chyba przed, ale to kapitan ma całą dokumentacje) meldujemy setę na liczniku - zostaje nią gęgawa a do tego z młodymi :-) No a zegarek pokazuje dopiero 8 rano - to najszybciej ciachnięta nasza seta ever! SIOK!
ręce niżej do tych zer! :-)
A ja jedynki nie zdążyłem pokazać :-)
gęgawy z Zofii - jest setny gatunek :-))))
Po wykorzystaniu limitu ( o DZIWO! zniknęła obsuwa czasowa) jedziemy na Nyskie - tu jak w zeszłym roku wita nas korek (nie mylić z kormoranem;-) ) i kawka. Musimy zoczyć "mini kruka" bo skoro stop na stacji benzynowej to napić się kawusi za zdrowie kawusi musowo trza! :-)
Nad brzeg Nyskiego docieramy niestety już spóźnieni a do tego musimy drałować z buta dodatkowe kilometry bo niedawno postawiono szlaban blokujący dojazd nad brzeg jeziora.
Przy brzegu zbiornika uwagę przykuwają roje rokitniczek i pliszki żółte, wśród nich jedna jakaś dziwna. Niby żółta ale czemu nie zgadza się wzorek na głowie - śmierdzi cytryną więc trza zrobić dobrą dokumentacje.
cudo na żółto
teraz już wiemy że to hybryda żółtej i cytryny.
No fajny i bardzo ciekawy ptaszek, ale do listy się nie liczy - nie szkodzi, te cudo jest bez wątpienia najciekawszym naszym stwierdzeniem podczas tegorocznego Rajdu.
nyska "rakieta"
Lecimy na półwysep gdzie w zeszłym roku mieliśmy super obserwacje.
wskazówka
Po dotarciu na punkt miny nam troszkę zrzedły bo szału nie było - co prawda czarnogłową Waldi wypatrzył a rybitw białoczelnych też parę latało, ale zaledwie 9 gatunków dopisanych na Nyskim to nie było to na co liczyliśmy.
Wracając do samochodu mamy jeszcze fajną niespodziankę w postaci czarnowrona - w zeszłym roku o mało co nie przejechaliśmy się na tym gatunku ale tu nie ma mowy o pomyłce - widzieliśmy ptaka siedzącego i w locie. Jest nawet jakiś marny dokument.
czarna wrona w locie
 W planie miał być płaskowyż i drapole ale opóźnienie za duże wiec jedziemy w stronę Turawy gdzie chcemy poprawić wynik na wodnym ptactwie. Po drodze kilka stopów i wyczarowane przeze mnie kuropatwy - wielkie nieobecne w zeszłym roku przebiegają nam przez drogę w momencie kiedy tłumaczę brygadzie, że "tu je miałem parę tygodni temu" :-)))) NIEMOŻLIWE RZECZY SIĘ DZIEJĄ!
No i co jak srokosza dalej nie widzimy a zatrzymujemy się przy każdym niewielkim ptaku siedzącym na drutach niskiego napięcia. Na razie jednak wszystko okazuje się być przeważnie potrzeszczem i już mamy tego drutowego trznadla po prostu dosyć! :-)
Kolejny stop tu i tam ale bez kolejnych odhaczeń na liście. Pod moją miejscowością miałem jeszcze dzień przed rajdem świergotka polnego - tym razem ani widu ani słychu nie tylko polniaka ale i turkawki i przepiórki też częstej w tym miejscu. Tu wypatrujemy bez powodzenia  polniaka:
nasz sekretarz jest także super fotografem - znajduje niearanżowane sytuacje na 5 z +
Przy okazji wspomnę, że wszystkie fotki z ludźmi są autorstwa Przemka - dzięki mistrzu! :-)

Czas goni to i ja trochę koniki pod maską lekko cisnę ale jeszcze dobrze się nie rozpędziłem a decyduję się na kolejny stop - tu musi być turkawka. I faktycznie, siedzi dość daleko na drutach linii energetycznej ale nie trzeba się specjalnie wysilać by zidentyfikować ją bez wątpliwości.
Susłowej łączki w Kamieniu Ślaskim w planach nie było - no i co, improwizujemy bo ostatnie parę godzin to zaledwie kilka gatunków! Słaaaaaaboooooo!
W kłujących krzaczorach na skraju łączki śpiewa jarzębatka - gdy zbliżamy się by dobrze potwierdzić obserwację terkocze swym charakterystycznym ostrzegawczym głosem - uffff, na nią już straciliśmy nadzieję a jednak jest :-)
łąkowa trójka czyli obserwacje pod Kamieniem Śląskim
 Walimy na Utratę - tu może jakiś bociuś czarny, może jakaś siewa na dnie spuszczonego stawu - niestety wielka dupa - ni ma nic czegośmy jeszcze nie widzieli.  Teraz już tylko Turawa może nas poratować. Jeśli tam będzie kicha to szanse na poprawienie wyniku z zeszłego roku mamy żadne :-(
Przed samym Szczedrzykiem nasz Kapitano wypatruje w końcu srokosza - gadzina siedzi dosłownie 10 sekund na drucie a potem nurkuje wgłąb dużego krzaczora i tyle go było widać - znów cufal jak pieron ale szczęście też trzeba mieć, co nie? :-) 
Wiem, że woda na Turawie bardzo wysoka i to nie jest najlepszą wiadomością tym bardziej, że przy płocie gdzie dało się przejść suchą nogą koło pompowni jest mase wody i przejścia brak. Na szczęście znajomy (pracownik pompowni) dobrego kolegi na którego się powołujemy wpuszcza nas na wał bez problemu - Jurek, dzięki Tobie mamy szanse jeszcze powalczyć :-)
Idziemy w rejon wlotu Małej Panwi i już widzimy 2 gatunki rybitw i czaple białe- dobrze!

widok na zb. wstępny
białowąska - szykuje się fajna kolonia lęgowa
czarne latają tabunami i w kluczach :-)
a to cieszy..... tylko czemu ino mnie? :-)
Wypatrujemy dalej, to znaczy Monia i Waldi wypatrują bo ja jem kanapkę - niestety nie mam nawet kiedy przysłowiowego bąka puścić jako drajwer i wróż- wypatrywacz :-)
ostre czesanie - przed kolacją znajduję jeszcze cyraneczkę :-)
Dzięki czujności załogi widzimy jeszcze nurogesia (samicę z młodymi), płaskonosa i kilka innych gatunków - uff, 130 jest już "złamane" ale do pobicia rekordu jednak zostało jeszcze kilka pozycji.
dokument płaskiego
 Robimy zawijkę w stronę bazy. Moja propozycja by zatrzymać się na łąkach koło Chrząstowic nie wzbudza entuzjazmu, ale to ja jestem kierowcą i reszta ( nawet kapitan :-))) nie ma wyjścia.
Za chwile przybijamy se piątale bo na łąkach słyszymy przepiórkę i widzimy świergotka łąkowego - teraz rekord już wyrównany ale mamy jeszcze w zanadrzu tajną broń a nawet dwie: Bory Niemodlińskie (słonka, puszczyk, lelek) lub okolice Gogolina i Krapkowic (uszatka , derkacz, puszczyk). Jesteśmy jednak już mocno zmęczeni i raczej nie ma ciśnienia by nawijać po nocy kilometry bez pewności czy coś zaliczymy. Za to przed samym rajdem znalazłem z Moniką gniazdo uszatki i liczymy, że po zmroku zobaczymy jakąś akcje przy gnieździe (oczywista nie płosząc przy tym ptaków).
Wjeżdżając polnym duktem od strony autostrady otwieram okna - jest już po zachodzie słonka i liczę po cichu że usłyszymy tu głos derkacza. Waldi głośno o tym samym mówi i nim kończy zdanie ja rejestruję za oknem charakterystyczne "derr derr" - teraz kapitan popisuje się zdolnością do czarów: brawo MY! brawo derkacz :-)
Ustawiamy się w pewnej odległości od jemioły w której gniazdo mają sowy - czekając podchodzimy w stronę porastających łąki zakrzaczeń bo wydaje nam się że słyszymy łozówkę. Niestety to dziwnie nadający śpiewak i nici z łozówki ale o tej porze roku tej po prostu może jeszcze nie być bo to jeden z najpóźniej przylatujących migrantów.
Za to uszatka po ok kwadransie pokazuje się wspaniale - ptak niesie zdobycz do gniazda i z niego wylatuje a po chwili drugi ptak też leci na łowy. Pewnie parę już sporych głodnych młodych jest w środku wiec stare ptaki mają co robić.
My mamy już 139 na liczniku ale decydujemy się jeszcze na atak na zero na końcu :-)
Wiem gdzie dwie wioski dalej puszczyk miał lęg i być może uda się choć usłyszeć trzeci gatunek sowy podczas rajdu - wysiadając słyszymy charakterystyczne psykanie młodych puszczyków więc starych nie musimy nawet nasłuchiwać. Podchodzimy bliżej by być pewnym tego co słyszymy - nikt nie ma wątpliwości wiec misja zakończona i możemy wracać choć po drodze zajeżdżamy jeszcze pod wieżę kościoła w Jasionej - kiedyś była tu płomykówka. Nie ma jej a i na stawach na czerwonych górkach też nic się nie odzywa. Jest 22:30 i leci 19 godzina rajdu..................uffff , ja chce spać a jeszcze trza porozwozić towarzystwo do domów.
Na szczęście mam blisko i kwadrans później ląduję w domu, choć zamiast położyć się do łóżka idę jeszcze na ogródek gdzie żonka z przyjaciółmi biesiaduje przy ognisku. No dobra, po późnej kolacji i broku na dobry koniec zasnę jak dziecko myślę. Emocji jednak nie był to finisz bo w pewnym momencie widzę zmęczonymi oczyma białą plamę latającą przy kościelnej wieży ok 200m ode mnie. COŚ jasnego siada na iglicy kościoła a ja każę towarzystwu patrzeć w która stronę ewentualnie odleci sowa (bo to mogła być tylko ona) a sam bijąc rekord na 50m po ciemku :-) lecę po sprzęt wypakowany chwile wcześniej z samochodu. Zdążyłem, ptak jeszcze siedzi a ja przez lunete widzę wyraźnie piękną sercowatą szlarę na głowie ptaka - płomykówka jak malowana a pomyśleć że godzinę wcześniej  wspólnie jej szukaliśmy. Myślę że ten ptak to była taka specjalna nagroda dla mnie i biorę to za dobrą wróżbę na następne edycje rajdów bo emocje i wrażenia towarzyszące poszukiwaniom ptaków są nie do podrobienia :-)
Dziękuję moim współtowarzyszom wyprawy (tak fachowo zdjętych przez naszego skrybę-fotografa)  i czytelnikom którzy wytrwale dobrnęli do końca tej opowieści :-)
Aaaaaa..............nie ma jeszcze oficjalnych wyników ale wygląda na to że nasz wynik 140 gatunków pozwolił nam zająć 5 miejsce choć ja swoją "prywatną" nagrodę od Dżia dostałem jeszcze w dniu rajdu :-))))