Strzałeczka.
Jakieś dwa miesiące temu mój imiennik (także ptasiarz) zadzwonił do mnie z zaproszeniem na wspólny wyjazd w Kaukaz. Propozycja obejmowała czterodniowe poszukiwania ptasich endemitów najwyższego pasma górskiego Gruzji. Dzięki słodkiemu Jah ;-) moja piękniejsza połówka nie robiła problemów i mogłem zacząć padgatowkę k ekskursji.
W sumie w gruzińskiej ekspedycji wzięło udział 3 chłopów.
Każdy z nas miał jakieś zadania do wykonania, ale nie będę zanudzał szczegółami - wspomnę jeno że najwięcej napracował się kolega Rafał który łapał namiary na najciekawsze ptasie i nie tylko miejscówki w Gruzji.
Lądowanie w Tibilisi jeszcze ciemnym rankiem i ruszamy wynajętym samochodem do Stepancmindy - wioski położonej u podnóża najwyższego szczytu Gruzji Kazbegi (pięciotysięcznik).
Niedaleko od Tibilisi spotykamy srogą bandę hodowlanych kopytkowców brnących całą szerokością drogi w tym samym kierunku co my - niezła egzotyka ! Tego typu akcje będą nas spotykały regularnie ale jakoś stresu nikt może poza zwierzakami na szosie nie czuje.
|
hopsasa, wypasa..... a owczarki kaukaskie pilnują ! |
Po drodze zatrzymujemy się kilka razy - najdłużej zeszło nam na poszukiwaniu muchołówki półobrożnej która chyba nie została powiadomiona o naszym przybyciu gdyż
za chińskiego boga nie raczyła nam pokazać choć ćwierć ze swojej pół obroży :-)
W lasku przy głównej drodze pasą się inne niż pokazane wyżej bydlątka;
|
leśne pastwisko, a gdzie półobrożna? |
W podgórskiej buczynce z drugiej strony drogi dała się oglądnąć tylko muchołówka mała - dobre i to choć Jurek oddałby 100 małych za jedną półobrożną.
|
samiec małej - jedyna muchołówka z przedeptanego mocno stoku |
Idziemy jeszcze szutrową drogą pod górę, ale i tam nie spotykamy obiektu naszego zainteresowania - za to przy szlaku rośnie różanecznik (azalia) i wydaje się, że to naturalnie rosnąca roślina!
Potem przystanek w przydrożnej knajpce owocuje pysznymi khimkhali (czyt kimkali - rodzaj pierogów z nadzieniem mięsno-rosołowym) i pleszką z podgatunku samamicus. Jest parka z gniazdem w budynku restauracji .
|
zaczynają się ciekawe ptoki! |
|
Chwilę po starcie widzę na przydrożnych drutach dzierzbę czarnoczelną - kolega jeszcze nie miał przyjemności więc cały heppi. Lecimy dalej bo mamy jeszcze ze 100km a chcemy jeszcze na miejscu w Stepancmindzie zrobić zwiad.
|
l.minor |
Na razie pogoda nie najgorsza, jednak dojeżdżając do przełęczy Jvari już leje,widoczność spada momentami do 50 m, temperatura do 3-4 st C a odczucie zimna potęguje jeszcze wiatr - słabo, ale w końcu każdy z nas wie czego można się spodziewać w wysokich górach.
Mimo wszystko robimy jeszcze kilka krótkich stopów podczas których widzimy sporo siwerniaków podgatunku coutelli. To jedne z najczęściej spotykanych w wysokich górach i podnóżach gór gatunków ptaków. Natomiast widok gąsiorka na tle śnieżnych zasp jest lekko zaskakujący :-)
|
jaśniejszy niż nasz siwerniak |
Krótkie spacerki poza samochodem kończą się szybko bo warunki naprawdę niekorzystne.
Jeszcze poszukiwania pomurnika na skale za przełęczą - są tylko kopciuszki ichniejszego podgatunku i pustułka.
Obrazek rodzajowy spod ponoć pomurnikowej skały.
|
tak żyją ludzie w górskich wsiach |
Do punktu docelowego dojeżdżamy ok godz 15 i po szybkim powitaniu z naszym gospdarzem Ramazem ruszamy na zwiad na ułarowe zbocza. Próbujemy dotrzeć na miejsce samochodem - ta sztuczka nie wychodzi jednak bo mimo, że nasz SUV ma napęd 4x4 to opony typowo miejskie :-(
Przy okazji nasz huyndai zostaje przez nas niepoprawnie politycznie ochrzczony ;-) z tym,że nie będę się chwalił jak ......można się w każdym razie domyśleć :-)
Na szczęście nie pada cały czas i można się przespacerować - widoczki oszałamiają - przed nami grzbiet czterotysięcznika a za nami masyw z przykrytym chmurami Kazbegi. W obiektyw lunety Jurka wpada wspaniały ptak - cietrzew kaukaski! Co prawda jest baaaarzo daleko, ale jeden z endemicznych gatunków wpada na listę w pierwszym dni naszego ptaszenia a jak mówi Smyku: co już masz to masz :-)
Oprócz cietrzewia są siwerniaki, wrończyki, drozdy obrożne i kilka sępów płowych - podczas powrotu w dół widzimy też pierwsze kulczyki królewskie. Piękne choć rozmiarowo malutkie ptaszki.
Na halach kwitną kwiaty - istny raj dla floro-loverologa :-)
|
sęp płowy - w okolicach miejscowości kręci się ich kilka |
|
mocno zerodowane zbocza w okolicy występowania ułarów kaukaskich |
|
pierwisonek sp |
|
szachownica i pierwisonek |
|
szachownica |
|
są kulczyki królewskie - dla mnie nowość :-) |
Co zrobić z dalszą częścią popołudnia? Ano Raflik ma wszystko rozpisane - jedziemy w kierunku wsi Juta (czy Dżuta) - to niedaleko i dziko jak pierun.
Już za Stepancmindą z jadącego auta wypatrujemy głuszka i myszołowa wschodniego - pięknie nam darzy ale troszkę żal, że takie słabowate światło. Fotki po prostu są mocno nieostre .
|
głuszek na poboczu drogi |
|
vulpinus |
W dolinie prowadzącej na wschód od głównej drogi (tzw wojennej) szlak przypomina bardziej pobojowisko, asfaltu brak a dziury jak kratery na księżycu - kierowca musi być czujny i skoncentrowany na prowadzeniu wozu.
Za to 2 pary oczu pasażerów może wypatrywać ptaków - widać pierwszą kraskę i sporo kukułek. Ciekawe czy to przelotne czy stacjonarne ptaki?
|
kraska |
Kilka kilometrów od Juta zatrzymujemy się bo kolega ma do wyrównania porachunki z pomurnikiem - ja nie wierzę, że w takim miejscu będzie ale mimo padającego deszczu pomagam wypatrywać skalnego motyla. O dziwo kiedy już wszyscy tracimy nadzieję widzę ruch na skale i czerwony refleks piór poszukiwanego ! Jest! Jest pomurnik!
No to cudny mamy pierwszy dzionek - jedziemy z koksem równo ;-)
Do tego widzimy jeszcze orła przedniego a w kałuży obok auta są 2 ropuchy irańskie - płazy są bardzo podobne do naszych viridisek!
|
marny dokument pomurnika |
|
przedniak w przelocie |
|
z tą białorzytką mam trochę zgryz - niby nasza, ale jednak coś mi nie pasuje |
|
ropuchy irańskie |
Na kwartiru dojeżdżamy po ciemku bo trza jeszcze coś zjeść - cafe bar w centrum Stepancmindy to typowo turystyczne miejsce i choć jedzenie dobre to porcje troszkę małe i cenowo też najdrożej podczas naszego wyjazdu. Jednak warto szukać miejsc gdzie stołują się lokalersi - tam równie pysznie, porcje duże i 2x taniej. Taki lokal znajdujemy drugiego dnia.
Apropo tegoż dzionka - pobudka ok 6 i walimy na ułarowe zbocza - słyszymy wyraźnie głosy samców. Ten żałosny odgłos mi przypomina skrzyżowanie gwizdu słonia wielkiego i godowego zawołania nurów.
Po prawie godzinie lunetowania zboczy Raflik wypatruje 2 ptaki - no to są nasze!
Obserwacja co prawda jest z kategorii 2 na szynach, ale jak się nie ma co się lubi.......
do tego jeszcze mocno pada........ujjujuj!
|
fotka z ok kilomtera, prastitie pażałsta ;-) |
Skoro lepiej nie będzie a widać że nie będzie to pajechali pozawtrakać na żylio (czyli spożyć śniadanie na kwaterze).
Trza się dobrze najeść, bo zaraz po walimy w wysokie góry szukać dziwonii i pleszki kaukaskiej.
Ramaz podwozi nas na na szlak w okolice klasztoru Stepanscminda Sameba - nasz "pseudo dzip" takiej drodze rady nie da na bank - nawet z wioski w stronę szczytu byśmy tym nie wyjechali :-)
Włazimy na szlak i idziemy w chmurach w stronę Kazbegi. Pojawiają się jerzyki alpejskie, wrończyki, sępole i na razie tyle.
Przed wejściem na szlak jest znak z polskimi napisami - to chyba pokłosie tragedii z przed 2 lat gdy 3 młodych rodaków straciło życie schodząc ze szczytu - Kazbegi nie wybacza błędów. Na szczęście my ponad granicą wiecznego śniegu nie mamy czego szukać. Ptaki siedzą niżej i czekają aż zima pójdzie precz.
|
tiaaaa |
Zostawiamy za nami klasztorne budowle Sameby - prezentują się dość oryginalnie na tle zmieniającego się za sprawą chmur tła.
|
monochrom z klasztorem |
Na razie jest dość groźnie, ale podczas powrotu klasztor wygląda całkiem inaczej.
|
na tle ułarowych zboczy |
Idąc w górę pogoda robi się coraz gorsza, ale może dzięki temu dość szybko znajdujemy dziwonie kaukaską - kilka ptaków zmokniętych jak przysłowiowe kury żeruje kilka metrów od szlaku którym wędrujemy. Jak wygląda mokra dziwonia? Ano tak:
|
cudowny stwór! |
Kak priekrasno! - trzeci gatunek kaukaskiego endemitu jest nasz! Zostaje jeszcze pleszka i świstunka.
|
mokra jako i my ;-) |
|
a piszą o niej że jest plochliwa! - my nie potwierdzamy :-) |
|
Zbocza gór gdzie nie ma stałej pokrywy śnieżnej porastają małe brzozy i różanecznki. Jak to zakwitnie i nabierze kolorów to będzie szoł magiczny - to jednak nastąpi nie szybciej niż na 2-3 tygodnie. Tyle czekać nie możemy ale może kiedyś ..........
|
zbocze porośnięte przez różaneczniki |
Z głównego szlaku schodzimy jakąś ścieżką na południe by poszukać pleszki. Może będzie siedzieć w jakimś jarze osłoniętym od deszczu i wiatru.
Szukamy jej z godzinkę ale bezskutecznie - może ze względu na złą pogodę ptaki zeszły w dolinę rzeki Terek?
Postanawiamy więc powoli wracać i powoli spuskajemsia w nizu :-)
Deszcz przestaje padać jeszcze zanim docieramy w okolice klasztoru.
Po drodze pamiątkowa focia ala kaukaska euforia - i pomyśleć że jak padało maje nastrajenie oceniałem najwyżej na trójkę :-)
|
podsycham i dlatego wiesiełyj niemnożka |
Schodząc szlakiem do miasteczka słyszymy głos świstunki gruzińskiej - nawet bez wabienia ptak sam kieruje się w naszą stroną i po chwili nawet daje się całkiem fajnie sfocić - no i gitara - jest cztery! :-)
|
Phyloscopus lorenzii |
Zdaje się, że Jah jest z nami bo pojawia się nawet słoneczko - widoczki są fenomenalne!
|
urzekająco szczere są płoty - dzieła sztuki z oparć łóżek, wyklepanych beczek, rurek i patyków |
na zielonych użytkach oczywiście drozdy obrożne
|
znów nowy dla mnie podgatunek |
Gdyby ktoś pytał jak wyglądają mniej zamożne hacjendy kaukaskich górali to proszę:
Obejścia mocno przypominają obrazki z brazylijskich favelli
|
trza docenić to w jakich my warunkach żyjemy - tam jest oczień tjażyło |
|
za to oni mają ładnie :-) |
|
koszka |
Schodzimy w końcu do domu, przebieramy mokre ubrania (Smyku w ekipażu Bundeswery to suchy jak ryżowy wafelek :-)) i ruszamy szukać pleszki kaukazskiej w dolinie rzeki Terek.
Ja już mocno zmęczony to troszkę się opitalam, ale chłopaki harpagany - szatanay orzą aż miło patrzeć. Choć trzymam za nich kciuki pleszka nie chce się pokazać.
Trudno, za to znajdujemy fajną i niedrogą knajpkę gdzie opychamy się jak dzikie bąki pierożkami kimkali i zieleninką. Chłopaki chyba trochę przesadzili z zamówieniem - 10 szt to poważne wyzwanie któremu ledwo dają rady :-)
Ja próbuję z błogą miną czaczy i gruzińskiego pilsa - jest git.
Idziemy spać jak grzeczne dzieci ok 22 30 bo jutro zapowiadają super pogodę i chcemy poprawić ułary i "mlokosiewicza". Może i pleszka się w końcu wychylnie z krzaka choć na moment?
Pobudka fajw-oclock, szybki ti-tajm i lecim upstairs.
Tuż po wyjściu na podwórko Kazbek pokazuje nam się w całej krasie - cóż za monument! Aż trampki swędzą :-)
Na zboczu jesteśmy po 10ciu minutach jednak dziwi że pomimo genialnej pogody ułary milczą jak zaklęte. Cietrzewia też niet - o co kaman??
Przez ostatnie dwa dni widywaliśmy w tym miejscu piesia w typie pointer czy innego myśliwca biegającego luzem tam a nazad - może to on jest odpowiedzialny za zniknięcie ptaków z niebezpiecznej dla nich okolicy? Na osłodę po ponad 2 godzinach skanowania zboczy czarodziejski "skwarek" Raflika wynajduje stadko 11 koziorożców wschodnio-kaukazkich.
Są daleko, ale że to duże ssaki to przez dobrą optykę można się nimi nacieszyć a nawet coś udokumentować.
|
na takim tle są szalenie ciężkie do zauważania |
|
capy idą w śnieg po drodze troszkę się trykając rogami |
Rafał bardzo kontent bo jak sam przyznał na koziorożcach bardziej mu zależało niż na pleszce ( no chyba że źle zapamiętałem) :-)
|
ajlawju- Kazbegi! |
|
cudny górotwór |
|
widoczek na wschód - tu pasmo czterotysięczników |
Przed samym wyjazdem postanawiamy jeszcze raz przeczesać krzaczki wzdłuż dopływu rzeki Terek. Są ptaki ale wszystko tylko nie plecha - no trudno, jakoś przeżyję. Wynik 4 do 1 i tak jest bardzo fajny! :-)
Jeszcze tylko pamiątkowa ciocia focia naszej trójki i spadamy się pakować.
|
juhuuuu! |
Zanim wyjedziemy żegnamy się ze stadkiem kilkunastu "zwykłych" dziwonii skubiących kwiatostany osiki na naszym podworku - stadko tych ptaków to przecie nieczęsty widok!
|
samiec dziwonii - dość często spotykany w górach ptaszor |
|
samiczka jest totalnie monochromatyczna |
Przed poludniem wyruszamy w drogę zostawiając w pokoju karteczkę sławiacą uroki Kaukazu i naszych gospodarzy. Jest też mała klątwa nałożona na właściciela golfa z Rosji który na podwórku puknął w drzwi naszego awtomobiljia i nie rzekłszy slowa raczył ulotnić się z miejsca zdarzenia..........no cóż, choooyjków nigdzie nie brakuje :-)
Zanim drugi raz dojedziemy do przełęczy Javari (2395 m n.pm.) kilkukrotnie zatrzymujemy się a to by podziwiać i focić albo by minąć kopytkowce pędzone środkiem drogi wojennej.
|
nie może zabraknąć typowego elementu krajobrazu Gruzji |
Ja bym tak postulował by zmienić nazwę szlaku z drogi wojennej na drogę dżygickich kowboi :-)
Ostatnie zdjęcia z Kaukazu to malownicze ladszafciki z przełeczy. Oprócz widoczków mamy ładne obserwy rzepołuchów, wrończyków i dziwonii.
|
rzepołuch |
|
znów red one |
|
wrończyk szalejący na wietrze |
I ostatnie górskie strzały: pięknie!!!
|
na przełeczy - w tych ruinach siedziały ptoki |
|
troszkę mi Norwegią pachniło..... |
|
komóreczka takie focie trzaska aż miło |
|
na tym zboczu latali se paralotniarze wespół z wrończykami i wieszczkami |
|
amen..... |
Do zobaczenia na stepach pod Azejbedżańską granicą - to tylko pare godzin jazdy.........wrrrrrym.
aż mi serce rozrywa na widok tych wszystkich miejsc, w których bywałem przecież tak często; piękny kraj, wspaniali ludzie, jedzenie przepyszne; jak będziesz planował kolejny wypad w te strony, daj znać, może będę mógł jakoś pomóc w organizacji na miejscu
OdpowiedzUsuńDzięki Ci Krzysiek, może skorzystam! :-)
OdpowiedzUsuń