W grudniu dosyć spontanicznie i niespodziewanie urodził się pomysł wyprawy na daleką północ w poszukiwaniu aurory borealis jak zwie się międzynarodowo magiczne zjawisko zorzy polarnej. Wylot nastąpił w zeszły poniedziałek koło południa z Gdańska. Ekspedycja trwała 3 doby a na poszukiwania zorzy mieliśmy 4 noce.Na miejsce poszukiwań wytypowano miasto Tromso (Norwegia) leżące spory kawałek za kręgiem polarnym. Przesiadka w Oslo bez przygód ale już lądowanie w Tromso odbyło się na 2 podejścia i chyba nie tylko mnie (sądząc po dźwiękach wydawanych przez pasażerów samolotu) deczko"podekscytowało" :-)
Kureczka, adrenalinka me stare przewody tłoczące krew przeczyściła była :-)
Pilot jednakowoż pokonał powitalną burze śnieżną i choć zmoknięci i lekko zziębnięci (padał mokry śnieg) dotarliśmy na kemping w Tromsdalen (dzielnica Tromso). Ze względu na aure nie było sensu ruszać w poszukiwania choć w następne noce nasza desperacja nakazywała wieczorne kilometrowe spacery mimo beznadziejnej sytuacji pogodowej.
Tymczasem fotka z łazienki w domu gdzie nasza baza:
|
kto i po co kąpie psy pod prysznicem yo no se. |
Pobudka następnego dnia krótko przed 9 - wcześniej nie ma sensu bo w tym czasie światła mają tam na 6 godzin , za to co dzień przybywa aż 10 minut dnia!
Zapodaję poglądowy widoczek na nasz domek i otoczenie.
|
w domkach cieplutko i przytulnie a na zewnątrz niewiele w sumie (jeszcze) śniegu. |
Pierwszy dzień minął na eksploracji miasta. W tym celu przemaszerowaliśmy przez most który będzie tu pokazywany w kilu odsłonach.Obok katedra polarna, ale ona jakoś wrażenie robiła zdecydowanie słabsze.
|
widok z mostu na N |
Przechodząc przez most zauważyliśmy stada edredonów i lodówek.Poszły w ruch aparaty i luneta, ale ze potem w samym Tromso na nabrzeżu lepsze fotki wykonano to koszmarków wstawiać nie będę.
Na nabrzeżu oblukaliśmy wody fiordu a pierwszym przyzwoicie sfoconym ptaszorem została mewa srebrzysta.
|
śnieżna gimnastyka |
|
wzmiankowany most a po prawej widać biały szczyt arktycznej katedry |
Kierując swe kroki do muzeum zwanego Polaria co rusz oglądaliśmy z bliska edredony a trochę dalej lodówki.
|
cudności edredonowe |
Na wodach fjoru bujały stadka kilku, kilkunastu a nawet ponad 250 ptaków ( w jednym stadzie)!
W sumie w naszym polu widzenia pływało tych pieronów ok pińcet!
|
tak bliskie spotkania robią wrażenie |
|
ale chyba nie na edredonach :-) |
Ptaki co prawda odrobinę zwiększały dystans, ale już po chwili powracały do swych zajęć jak imponowanie samicom i żerowanie. Udało się nawet zobaczyć i uwiecznić co jedzą te morskie kaczuchy.
|
edki żrą m.in jeżowce |
|
pani edkowa ze zdobyczą. |
|
Wody morza północnego i norweskie fiordy słyną z bogactwa ryb i skorupiaków; żyją tam tak egzotyczne zwierzęta (kojarzone z ciepłymi strefami oceanów) jak ukwiały, jeżowce i rozgwiazdy. To i inne rzeczy widzieliśmy właśnie w muzeum do którego szliśmy. Zanim jednak o muzeum to jeszcze parę ptaszków.
|
para lodówek. |
|
lodówki to jedne z najgłębiej nurkujących kaczek |
|
nasze ulubione miejsce obserwacji |
|
parka szlacharów |
Za pirsem natomiast znajdowało się muzeum i o nim za sekunde.
|
odważna architektura i akurat przerwa w dostawie śniegu :-) a widać Norwegowie , obcykani w snow-how :-) |
W środku muzeum akwaria z istotami zamieszkującymi północne akweny, 2 oglądnięte filmy o tym jak powstają zorze i o zwierzakach dalekiej północy :Swalbardu. W czasie naszego pobytu karmiono foki i był mały szoł z ich udziałem. Ja nie jestem za przetrzymywaniem zwierząt w zamknięciu, ale opiekun mówił, że foki są urodzone w niewoli a tresura jest częścią zapewnienia im aktywności zarówno umysłowej jak i ruchowej - w sumie trzyma sie to kupy więc nie zbojkotowalem tego punktu programu.
|
foka brodata - przystojna bestyja |
Ten gatunek to największa i najcięższa z 7 gatunków fok zamieszkujących tereny należące do Norwegi. Mimo swych rozmiarów ten zwierz jest najbardziej pacyfistycznym gatunkiem płetfonogich, nawet konkurując o samice nie zajmuje się paszczowym podgryzaniem rywali i zapasami a uwodzi panienki swymi talentami wokalnymi (znów, tak tłumaczył fok-men)
|
jak widać haratanie w gałe to nie tylko domena byłego rządu :-) |
Potężne wąsy służą temu gatunkowi do poszukiwań krabów, małż i innych mało ruchliwych ofiar. Na mnie foka brodata faktycznie zrobiła wrażenie bardzo pogodnego i zrównoważonego zwierzęcia.Chyba Dżia maczał pletwy w powstaniu tego pletfonoga :-)
Po wyjściu z muzeum znów czesanko na pirsie i co ukazuje się wśród stadka nurkujących edredonów? Ano turkan jak malowany! Choć bardzo daleko widać dobrze pomarańczowa plamę przy dziobie. Szkoda jeno, iż z powodu odległości nie można mu zrobić pamiątkowej foci dokumentalistycznej.
|
gdzieś tam w oddali turkan się.................. pławi |
Znalezisko postanowiliśmy uczcić kufelkiem bronka a że kolo Polari jest ichniejszy browar Mack i pub gdzie można popróbować wyrobów tegoż browaru to nie zastanawiamy się długo. Co prawda ceny bardziej dla japońców (a tych nie brakuje) i innych bardziej ładowanch w szmal narodów, ale turkana musowo opić trzeba.
Ja se zamówiłem piwko o wdzięcznej nazwie "sexy brown" i choć po jego wypiciu nie pociemniałem ani ładniejszy też się nie stałem to smakowo bardzo, bardzo.
Kilka foci z przybrowarnianego pabu:
|
za kontuarem bateria kraników |
Szkoda, że nie znam norweskiego bo w kibelku pewnie trochę śmiechu mógłbym zażyć (oprócz innych czynności do booolu fizjologicznych) - całe ściany mieli obwieszone ręcznie wykonanymi rysunkami o wesołkowatej atmosferze. Nad urynową rynną "momenty" z pijacko-moczową tematyką :-)
|
chyba chodzi o to że "my tu pitu-pitu,prysku-prysku" a syf sprzątają najmniej winni :-) |
|
przy umywalkach też wesoło choć Ich wajs nichc o co kaman :-) |
Wieczorkiem licząc na jakieś dziury w chmurach objawiające się na kilka/kilknaście minut w ciągu dnia wyszliśmy na spacerek, ale żadnych znaków aurory ni widu ni słychu :-(
Drugi dzień powitał nas huraganowym wiatrem i opadami śniegu. Plan na "jasność" to eksploracja wschodniego brzegu fiordu. Herbatka w termosie wzbogacona o mocną lubelską śliwkę niby pomagała przezwyciężyć niedogodności pogodowe, ale ileż można w pizgawicy i zawiei łazić?
|
"powiew" patryiotyzmu :-) |
|
fotka spod stacji unieruchomionej przez wiatr kolejki linowej |
|
grupka mew i Tromso |
W ciągu może niecałej godzinki obserwacji prowadzonej z potężnej hałdy śniegu zgarniętego sprzed centrum handlowego we dwójkę obserwowaliśmy grupkę mew siedzących na brzegu po drugiej stronie ruchliwej drogi - chyba sami byliśmy niezłą atrakcja dla miejscowych :-)
|
4 gatunki w kadrze a najfajniejszym gatunkiem jest: |
|
młoda mewa polarna |
Potężny wiatr niestety nie pozwolił na wykonanie lepszych jakościowo fot, nawet trzymany mocno tatowy "hybrydek" z 42 zoomem miotany w każda stronę albo nie ustawiał ostrości tam gdzie chciałem albo obraz był po prostu nieostry.
Wracając na kemping mieliśmy jeszcze po drodze kolejkę linową na szczyt pobliskiej górki ale cóż z tego skoro nie jeździli " due to strong wind" :-( No katastrowa nomalnie.
Jeszcze wspomnę , ze najczęściej obserwowanym gatunkiem w Tromso była wrona.Na fotkach wronie tresura i wrona ala orzechówka.
|
chodź no tu, dam ci cosik smacznego |
|
na świerku |
Wieczorem znów ok 5 kilometrowy trekking w poszukiwaniu magicznych świateł ale zamiast je znaleźć to nas znalazła kolejna burza snieżna. Po nocnej wycieczce przypominaliśmy bardziej bałwany niż ludzi :-)
Na ostatni dzień chcieliśmy wypożyczyć samochód coby pojeździć po dalszej okolicy i znów pechozol bo tego dnia żadnego dostępnego samochodu (ani pługu śnieżnego :-))) nie mieli.
Prognozy pogodowe na ostatni dzień nie były aż tak okrutne jak rzeczywistość, ale w sumie śnieżyca która nas dopadła w drodze do miasta jakoś specjalnie nie dziwiła.
W porcie chwilowo nie padało i do tego latała dorosła mewa trójpalczasta ( a nawet dwie). Moja hybrydka jednakowoż do tak ambitnych celów jak focenie ptaków w locie raczej nie przystaje więc tylko takie słabe ujęcie cyknąłem.
|
słaba "trója" :-) |
W miedzyczasiu przypomniał se o nas śniegu i nie certoląc się zbytnio dowalał grubo. Poratował nas najpierw przystanek na herbate ( prąd na szczęście jeszcze był :-)) a potem muzem sztuki. Muzeum na szczęście za free co nie było takie oczywiste bo w polarii np za wjazd kasowali na prawie 70 zeta!
Współczesna sztuka dalekiej północy charakteryzuje się mocno udziwnionymi formami i dużo w niej pojechanego konceptu w myśl zasady: tu nachlapie, tu kółko wytnę a wy kombinujcie (drodzy widzowie) co artysta miał na myśli :-)
Na szczęście dziadki i ojce tych nowocześnian jakoś inaczej postrzegali to co ich otacza i śmiem twierdzić, że "pierwiatki piórolotne" obce im nie były :-)
Po wyjściu z muzeum śnieg dalej wesolutko podpierdzielał więc na pirs "obserwacyjny" nie poszliśmy. Za to na kawe i ciastko owszem. Szrlotke mają dobrą, ale piwo lepsze :-)
Na chwile przestało jednak padać więc wykorzystaliśmy sytuacje i biegusiem nad fiord. Najpierw objawił swą obecność turkan (w odległości nieco przyzwoitszej niż pierwszego dnia) a potem stadko aż 15 biegusów morskich. Znośne warunki nie trwały dłużej niż kwadrans, ale fajne obserwacje podniosły nasze opadające morale zanim te osiadło w pobliże dna dna :-)
|
gwiazda wyjazdu :-) |
|
"morszczyny" środowiskowo |
|
znów totalnie niepłochliwe ptaszory! |
|
biegusy przebywały na pirsie góra 10 minut, potem nie przepłoszone same poleciały hen |
|
są skutery śnieżne, są rakiety śnieżne ale sa też rowery śnieżne :-) |
|
i po obserwacjach - już idzie kurzawa. |
Wieczorkiem pożegnalna wycieczka dookoła kempingu -dalej nie było sensu - tak waliło śniegiem, że dopadły nas obawy czy wcześnie rano zdoła się do nas przebić taksówka (kierunek lotnisko). Na szczęście oni (norwegianie znaczy) mają doświadczenie, sprzęt i wolne moce przerobowe w razie ataku zimy :-)
|
okolice kempingu |
|
śnieżna zjawa |
Ostatni wieczór to także mała degustacja różnych "bronków" - kasę która miała zostać przeznaczona na wjazd kolejką linową przeznaczyliśmy na parę piwek z pobliskiego "szpara" - najfajniejszy wydał nam się nomen omen "biały pies". Ciekawe czemu :-)
|
kompozycja pożegnalna - i to jest sztuka :-) |
Choć tytułowej zorzy z powodu pogody nie mogliśmy pooglądnąć, to ja te 3 doby będę wspominał lepiej niż dobrze. Nie wiem, jakoś tak mam, że pogodowy pech raczej mnie nie omija, ale zawsze udaje mi się wyciągnąć z wyjazdu tyle dobrego ile jest możliwe. No i dzięki towarzystwu pozostałych uczestników wyprawy było warto, bardzo warto!
Na koniec 2 fotki pożegnalne: na jednej dedykowanej Jackowi (jak chciałeś Dżek:-) baaaaardzo deficytowy towar czyli niebieski kolor nieba tak potrzebny do obserwacji aurory a drugi strzał z samolotu gdzie widać jak gesty dywan chmur okrywa połacie norweskiej krainy.
|
dla Jacka - dzień 1 |
|
niżowa kordełka :-) |
Tymczasem jutro powrót do mniej i bardziej banalnych zajęć co nie przeszkadza zaiste snuć planów, marzeń i układać wirtulane podróżnicze puzle w jakieś bardziej wymierne przyszłe akcje.
Nereczka.
jak to możliwe że nie ma żołądka na tym stole
OdpowiedzUsuńdobre, dobre, który to love_lass??? :-), ale odpowiem tak:żołądek był i znikł bo go zabrał NIK :-)
OdpowiedzUsuńDobra akcja! Zorza + birginiaki i turkany w godówkach to też jedno z moich wielkich marzeń. Plan już gotowy mam, tylko kwestia funduszy teraz i zorganizowania ekipy. :)
OdpowiedzUsuń