Upały ostatnio niemożebnie dają w kość w tych zabetonowanych do imentu miastach i pipidówkach, zatem zabieram Was na wycieczkę gdzie będzie można troszkę pooddychnać rześkim górskim powietrzem. Obrazki będą z dość spontanicznego i urokliwego wyjazdu w Taterki z 3 kolegami z branży "nieprzyrodniczej" :-) Okoliczności dość hardkorowe, bo start nastąpił w środku nocy po to by o świcie być już na górskim szlaku i choć przez pierwsze kilka godzin nie "cześćkować" tysiącom górskich turystów. To lecimy na czerwone wiersycki z dwoma Mateuszmi i kapitanem Dżekiem Sparrołem :-)
|
świerk się odnawia, ale dorosnąć nie zdąży |
|
gółka długoostrogowa bodajże |
|
hale kipirzycą malowane a w tle kominiarskie |
|
w lipcu hale wręcz kipią feria barw i ksztaltów |
Choć kolorowo to i tutaj widać, jak zmieniający się klimat wpływa na roślinność. Znikać będą rośliny i zwierzęta lubiące chłód i wilgoć. Na focie za to widać len - to raczej ciepłolubny gatunek którego nie kojarzę z wcześniejszych wypraw w Tatry.
Na szlaku do godzin przedpołudniowych prawie nie spotykaliśmy ludzi, za to kozicę jak najbardziej.
|
czyżby jej się życie w dolinach marzyło? :-) |
Podejście pod Ciemniaka zaiste nas mocno zachmurzyło a i ochłodziło się tam, że me dłonie pół godziny potem odmarzały. Odczuwalna temperatura spadła chyba do jakiś kilku st Celcjusza na plusie. Goryczkom też było chyba chłodno:
|
wysokogórskie murawy |
|
lepnica bezłodygowa |
|
kwitnące łany rdestu ptasiego |
Przy podejściu na pierwszy szczyt Czerwonych Górek pojawili się biegacze startujący w górskich biegach Tatra Sky Marathon - zaprawdę powiadam Wam, najkrótszy dystans na którym można było się sprawdzić wynosił właśnie tyle ile maraton a najdłuższy coś koło 70 km o ile dobrze pamiętam. Ponad 500 śmiałków w tym ivencie startowało, gruboooo. A śmigali jak kozice.
Nasze tempo było bardziej relaksacyjne, bo stopery pogubiliśmy po drodze i nie było jak mierzyć czasu i tętna :-)
NO i git bo akurat moje kolana wyścigów w górkach nie lubią.
Za to widoczki i panoramki wielce:
|
widok z Kopy Kondrackiej na Krzesanice |
Tutaj rozpoczęliśmy schodzenie w dół w stronę Giewontu i doliny Małej Łąki. Ptasio bardzo kiepsko, oczywiście, siwerniaki i płochacze halne były, ale poza nimi to raczej lipa. NO może jeszcze warto wspomnieć o dwóch bocianach czarnych które jak rzadko kiedy mogłem obserwować z góry :-)
|
hale zaczynają czerwienieć |
|
szlak w dolinie Konradowej |
Ostatnie zdjęcie przedstawia nadciągającą paskudę. Przez chwilę mieliśmy nadzieje, że nas to jakoś minie bockiem, aleć się srogo zawiedlim. Lało solidnie chyba z godzinę. Myśmy i tak mieli z górki, ale tym co się chcieli dostać na przełęcz pod oblężonym klapkową stonką "turystyczną" Giewontem raczej współczuliśmy. Na szczęście nie była to burza z piorunami, ale szlak zrobił się śliski i wymagajacy koncentracji przy każdym kroku. Do samochodu dotarliśmy w promieniach wróconego słonka, prawie wysuszeni, cali i uśmiechnięci.
17 kilometrów w tym tempie nie zrobiło moim styranym kończynom specjalnego zła, co zdarzało się już na tym szlaku wcześniej.
Będe tęsknił a tymczasem oczekujcie wieści z pól i stepów opolszczyzny.
Nerra,
Jak zawsze miło się czytało. Często sprawdzam czy dodałeś coś nowego. A nawet zły jestem jak czasami nie dodajesz nowych przez dłuższy czas.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie twój stały czytelnik.
Beret z Kędzierzyna
Dzięki, staram się być regularny, choć nie zawsze mi to dobrze wychodzi... W każdym razie dalej czuje potrzebę dzielenia się swoimi emocjami i obserwacjami. To ma dla mnie aspekt "terapeutyczny" :-)
Usuń