Strzałeczka.
Jak co roku w maju odbyła się kolejna edycja Rajdu Ptasiarza. Sprawdzona ekipa i pogoda wróżyły gęste emocje i niezły wynik, ale z drugiej strony nikt z nas nie robił jakiegoś specjalnego rozpoznania w terenie bo najzwyczajniej brakło czasu - stąd właśnie w tytule użyta fraza "bez napięcia".
A skąd Morfeusz? Przyczyna prosta - wstyd się przyznać, ale po prostu zaspałem i gańby się przez drużyną najadłem - no jak tak można ja się pytam, no jak? Ano tak: budzik dzwoni 3;30 a mi po niespokojnie przespanej nocce jeszcze 5 minut drzemki się zachciało - no i prawie pół godziny spóźnienia na strat! No wstyd nomalnie :-)
Ale może nie ma tego złego......................a było to tak:
U naszego el Kapitano Waldka już w komplecie meldujemy się z najlepszym sekretarzem wśród ornitologów i najlepszym ornitologiem wśród sekretarzy Przemkiem i Moniką z wyczulonym słuchem. Jest za kwadrans 5 i lecimy w doline Odry koło Krapkowic. Tam ostry nasłuch przynosi parę dziesiątek gatunków w tym strumieniówkę którą każdy z nas po raz pierwszy słyszy tej wiosny.
 |
przed wschodem słonka |
Potem przejazdem przez wieś i zaliczanka synatropijnych gatunków w typie sierpówki, boćka ,wróbla i piegży nadającej z żywopłotów Żywocickiego puebla :-)
Potem kapitan prowadzi nas do pliszki "góralskiej" - ta jak na zawołanie przy swoim gnieździe z papu dla pisklaków w dziobie - my nawet z auta nie wychodzimy bo jeden taki zasapał i cały misternie ułożony dwa dni wcześniej plan pruje się w szwach jak stara kordła :-)
Jadąc wzdłuż Osobłogi widzimy migrującego błotniaka ale czy to zbożówka czy łąkówka czy też może step? Kto to zgadnie jak ptak w upierzeniu samki i jeszcze w pit daleko i od dupy strony - ale to nic , przecież to początek dopiero.
Za chwile stop w "ruinach" zabudowań przy małym gruzowisku w polu - tu para białorzytek, gąsiorek, i głos ortolana - fajnie, ale gdzie srokosz ten gad! Miał tu czekać a zdaje się historia z zeszłego roku ciąży jak fatum w tyle głowy.
Za chwile Waldi wydaje komende: szukamy pójdźki i już widzę, że na kominie skrajnego domu coś wystaje - nie chce mi się nawet lornetki do oczu podnosić i mówię, że to jakiś wypust z komina - za chwile słyszę "alternatywne pochwały" pod swoim adresem. No siedzi mała sowa jak malowana, z tym że siedzi dosłownie 30 sekund podrywa się i znika w pobliskiej stodole - ciekawe czy była by to gdybyśmy podążali zgodnie z planem czasowym :-p
Walimy w stronę stawów Tułowickich ale po drodze kilka stopów bo godzina przed i 2-3 godziny po wschodzie słonka to najlepszy czas na nasłuch i obserwacje. Szkoda wtedy spędzać czas w samochodzie. Stop na żwirowni w Mokrej to siewkowe eldorado - ostatnio jak tu byłem tylko sieweczki i czajniki a teraz jeszcze batony, śniade, obrożna, łęczaki - no po prostu piękna niespodzianka :-) W okolicy są też dwa błotniaki łąkowe - ekstra!
Zanim docieramy do ważnego punktu naszego programu to jeszcze przejazd przez mały głównie liściasty las koło Przechodu - tam pojawia się polująca w niskim locie patrolowym samica jastrzębia i płoszy 5 siniaków - a chodźcież gołąbki na listę rajdową, zapraszamy! :-)
Słonko świeci coraz wyżej ale jeszcze fajny rześki chłodek - bąk a nawet 2 buczy jak rasowy parowóz i nie trza nawet używać butelki do stymulacji. Potem rundka po parku w Lipnie - tu dopisujemy do listy mysikrólika - Waldi bał się o tą "pozycje" bo na niżu to jednak nie jest oczywista oczywistość. A jednak jest, oprócz niego odzywa się dzięcioł zielonosiwy i czubatka - jest git:-)
 |
rez Piekiełko w Lipnie |
Na penetracje tych okolic mamy w planie zarezerwowane ok 3 godziny wiec jeszcze look na staw Loża - tam widzimy perka rdzawoszyjego, cyrankę i......................takie cudo.
 |
grzebiuszka czyli huczek ziemny |
Jak widać ptasiarze to ludzie wrażliwy na każdy rodzaj piękna :-) co klapki na oczach może i mają ale na pewno takie kolorowe i wesołe :-)
 |
Loża |
Pojawiamy się też na leśnym zrębie by "zaliczyć" drewniaka - ni ma? A może na następnym zrębie będzie? No i co? No JEST!
Jeszcze staw Ławnik - tu sporo gągołów ale te już widzieliśmy na niewielkich stawach koło kamieniołomu gdzie zaczynaliśmy zwiedzanie tułowickich areałów.
 |
każda koza na pochyle drzewo wlezie ( z lornetką) :-) |
Już nie pamiętam czy to przez Ławnikiem czy po nim (chyba przed, ale to kapitan ma całą dokumentacje) meldujemy setę na liczniku - zostaje nią gęgawa a do tego z młodymi :-) No a zegarek pokazuje dopiero 8 rano - to najszybciej ciachnięta nasza seta ever! SIOK!
 |
ręce niżej do tych zer! :-) |
A ja jedynki nie zdążyłem pokazać :-)
 |
gęgawy z Zofii - jest setny gatunek :-)))) |
Po wykorzystaniu limitu ( o DZIWO! zniknęła obsuwa czasowa) jedziemy na Nyskie - tu jak w zeszłym roku wita nas korek (nie mylić z kormoranem;-) ) i kawka. Musimy zoczyć "mini kruka" bo skoro stop na stacji benzynowej to napić się kawusi za zdrowie kawusi musowo trza! :-)
Nad brzeg Nyskiego docieramy niestety już spóźnieni a do tego musimy drałować z buta dodatkowe kilometry bo niedawno postawiono szlaban blokujący dojazd nad brzeg jeziora.
Przy brzegu zbiornika uwagę przykuwają roje rokitniczek i pliszki żółte, wśród nich jedna jakaś dziwna. Niby żółta ale czemu nie zgadza się wzorek na głowie - śmierdzi cytryną więc trza zrobić dobrą dokumentacje.
 |
cudo na żółto |
 |
teraz już wiemy że to hybryda żółtej i cytryny. |
No fajny i bardzo ciekawy ptaszek, ale do listy się nie liczy - nie szkodzi, te cudo jest bez wątpienia najciekawszym naszym stwierdzeniem podczas tegorocznego Rajdu.
 |
nyska "rakieta" |
Lecimy na półwysep gdzie w zeszłym roku mieliśmy super obserwacje.
 |
wskazówka |
Po dotarciu na punkt miny nam troszkę zrzedły bo szału nie było - co prawda czarnogłową Waldi wypatrzył a rybitw białoczelnych też parę latało, ale zaledwie 9 gatunków dopisanych na Nyskim to nie było to na co liczyliśmy.
Wracając do samochodu mamy jeszcze fajną niespodziankę w postaci czarnowrona - w zeszłym roku o mało co nie przejechaliśmy się na tym gatunku ale tu nie ma mowy o pomyłce - widzieliśmy ptaka siedzącego i w locie. Jest nawet jakiś marny dokument.
 |
czarna wrona w locie |
W planie miał być płaskowyż i drapole ale opóźnienie za duże wiec jedziemy w stronę Turawy gdzie chcemy poprawić wynik na wodnym ptactwie. Po drodze kilka stopów i wyczarowane przeze mnie kuropatwy - wielkie nieobecne w zeszłym roku przebiegają nam przez drogę w momencie kiedy tłumaczę brygadzie, że "tu je miałem parę tygodni temu" :-)))) NIEMOŻLIWE RZECZY SIĘ DZIEJĄ!
No i co jak srokosza dalej nie widzimy a zatrzymujemy się przy każdym niewielkim ptaku siedzącym na drutach niskiego napięcia. Na razie jednak wszystko okazuje się być przeważnie potrzeszczem i już mamy tego drutowego trznadla po prostu dosyć! :-)
Kolejny stop tu i tam ale bez kolejnych odhaczeń na liście. Pod moją miejscowością miałem jeszcze dzień przed rajdem świergotka polnego - tym razem ani widu ani słychu nie tylko polniaka ale i turkawki i przepiórki też częstej w tym miejscu. Tu wypatrujemy bez powodzenia polniaka:
 |
nasz sekretarz jest także super fotografem - znajduje niearanżowane sytuacje na 5 z + |
Przy okazji wspomnę, że wszystkie fotki z ludźmi są autorstwa Przemka - dzięki mistrzu! :-)
Czas goni to i ja trochę koniki pod maską lekko cisnę ale jeszcze dobrze się nie rozpędziłem a decyduję się na kolejny stop - tu musi być turkawka. I faktycznie, siedzi dość daleko na drutach linii energetycznej ale nie trzeba się specjalnie wysilać by zidentyfikować ją bez wątpliwości.
Susłowej łączki w Kamieniu Ślaskim w planach nie było - no i co, improwizujemy bo ostatnie parę godzin to zaledwie kilka gatunków! Słaaaaaaboooooo!
W kłujących krzaczorach na skraju łączki śpiewa jarzębatka - gdy zbliżamy się by dobrze potwierdzić obserwację terkocze swym charakterystycznym ostrzegawczym głosem - uffff, na nią już straciliśmy nadzieję a jednak jest :-)
 |
łąkowa trójka czyli obserwacje pod Kamieniem Śląskim |
Walimy na Utratę - tu może jakiś bociuś czarny, może jakaś siewa na dnie spuszczonego stawu - niestety wielka dupa - ni ma nic czegośmy jeszcze nie widzieli. Teraz już tylko Turawa może nas poratować. Jeśli tam będzie kicha to szanse na poprawienie wyniku z zeszłego roku mamy żadne :-(
Przed samym Szczedrzykiem nasz Kapitano wypatruje w końcu srokosza - gadzina siedzi dosłownie 10 sekund na drucie a potem nurkuje wgłąb dużego krzaczora i tyle go było widać - znów cufal jak pieron ale szczęście też trzeba mieć, co nie? :-)
Wiem, że woda na Turawie bardzo wysoka i to nie jest najlepszą wiadomością tym bardziej, że przy płocie gdzie dało się przejść suchą nogą koło pompowni jest mase wody i przejścia brak. Na szczęście znajomy (pracownik pompowni) dobrego kolegi na którego się powołujemy wpuszcza nas na wał bez problemu - Jurek, dzięki Tobie mamy szanse jeszcze powalczyć :-)
Idziemy w rejon wlotu Małej Panwi i już widzimy 2 gatunki rybitw i czaple białe- dobrze!
 |
widok na zb. wstępny |
 |
białowąska - szykuje się fajna kolonia lęgowa |
 |
czarne latają tabunami i w kluczach :-) |
 |
a to cieszy..... tylko czemu ino mnie? :-) |
Wypatrujemy dalej, to znaczy Monia i Waldi wypatrują bo ja jem kanapkę - niestety nie mam nawet kiedy przysłowiowego bąka puścić jako drajwer i wróż- wypatrywacz :-)
 |
ostre czesanie - przed kolacją znajduję jeszcze cyraneczkę :-) |
Dzięki czujności załogi widzimy jeszcze nurogesia (samicę z młodymi), płaskonosa i kilka innych gatunków - uff, 130 jest już "złamane" ale do pobicia rekordu jednak zostało jeszcze kilka pozycji.
 |
dokument płaskiego |
Robimy zawijkę w stronę bazy. Moja propozycja by zatrzymać się na łąkach koło Chrząstowic nie wzbudza entuzjazmu, ale to ja jestem kierowcą i reszta ( nawet kapitan :-))) nie ma wyjścia.
Za chwile przybijamy se piątale bo na łąkach słyszymy przepiórkę i widzimy świergotka łąkowego - teraz rekord już wyrównany ale mamy jeszcze w zanadrzu tajną broń a nawet dwie: Bory Niemodlińskie (słonka, puszczyk, lelek) lub okolice Gogolina i Krapkowic (uszatka , derkacz, puszczyk). Jesteśmy jednak już mocno zmęczeni i raczej nie ma ciśnienia by nawijać po nocy kilometry bez pewności czy coś zaliczymy. Za to przed samym rajdem znalazłem z Moniką gniazdo uszatki i liczymy, że po zmroku zobaczymy jakąś akcje przy gnieździe (oczywista nie płosząc przy tym ptaków).
Wjeżdżając polnym duktem od strony autostrady otwieram okna - jest już po zachodzie słonka i liczę po cichu że usłyszymy tu głos derkacza. Waldi głośno o tym samym mówi i nim kończy zdanie ja rejestruję za oknem charakterystyczne "derr derr" - teraz kapitan popisuje się zdolnością do czarów: brawo MY! brawo derkacz :-)
Ustawiamy się w pewnej odległości od jemioły w której gniazdo mają sowy - czekając podchodzimy w stronę porastających łąki zakrzaczeń bo wydaje nam się że słyszymy łozówkę. Niestety to dziwnie nadający śpiewak i nici z łozówki ale o tej porze roku tej po prostu może jeszcze nie być bo to jeden z najpóźniej przylatujących migrantów.
Za to uszatka po ok kwadransie pokazuje się wspaniale - ptak niesie zdobycz do gniazda i z niego wylatuje a po chwili drugi ptak też leci na łowy. Pewnie parę już sporych głodnych młodych jest w środku wiec stare ptaki mają co robić.
My mamy już 139 na liczniku ale decydujemy się jeszcze na atak na zero na końcu :-)
Wiem gdzie dwie wioski dalej puszczyk miał lęg i być może uda się choć usłyszeć trzeci gatunek sowy podczas rajdu - wysiadając słyszymy charakterystyczne psykanie młodych puszczyków więc starych nie musimy nawet nasłuchiwać. Podchodzimy bliżej by być pewnym tego co słyszymy - nikt nie ma wątpliwości wiec misja zakończona i możemy wracać choć po drodze zajeżdżamy jeszcze pod wieżę kościoła w Jasionej - kiedyś była tu płomykówka. Nie ma jej a i na stawach na czerwonych górkach też nic się nie odzywa. Jest 22:30 i leci 19 godzina rajdu..................uffff , ja chce spać a jeszcze trza porozwozić towarzystwo do domów.
Na szczęście mam blisko i kwadrans później ląduję w domu, choć zamiast położyć się do łóżka idę jeszcze na ogródek gdzie żonka z przyjaciółmi biesiaduje przy ognisku. No dobra, po późnej kolacji i broku na dobry koniec zasnę jak dziecko myślę. Emocji jednak nie był to finisz bo w pewnym momencie widzę zmęczonymi oczyma białą plamę latającą przy kościelnej wieży ok 200m ode mnie. COŚ jasnego siada na iglicy kościoła a ja każę towarzystwu patrzeć w która stronę ewentualnie odleci sowa (bo to mogła być tylko ona) a sam bijąc rekord na 50m po ciemku :-) lecę po sprzęt wypakowany chwile wcześniej z samochodu. Zdążyłem, ptak jeszcze siedzi a ja przez lunete widzę wyraźnie piękną sercowatą szlarę na głowie ptaka - płomykówka jak malowana a pomyśleć że godzinę wcześniej wspólnie jej szukaliśmy. Myślę że ten ptak to była taka specjalna nagroda dla mnie i biorę to za dobrą wróżbę na następne edycje rajdów bo emocje i wrażenia towarzyszące poszukiwaniom ptaków są nie do podrobienia :-)
Dziękuję moim współtowarzyszom wyprawy (tak fachowo zdjętych przez naszego skrybę-fotografa) i czytelnikom którzy wytrwale dobrnęli do końca tej opowieści :-)
Aaaaaa..............nie ma jeszcze oficjalnych wyników ale wygląda na to że nasz wynik 140 gatunków pozwolił nam zająć 5 miejsce choć ja swoją "prywatną" nagrodę od Dżia dostałem jeszcze w dniu rajdu :-))))