Etykiety

pidżi (34) ptaki (30) motyle (23) Turawa (22) gęsi (22) niszczenie przyrody (22) ważki (22) bociany (21) drapole (20) mewy (20) stada (19) dolina odry (18) góry (16) siewki (14) dewastacja (10) owady (10) rajd ptasiarzy (10) stado (10) zmiany klimatyczne (10) gogolin drzewa (9) przeloty (9) księżyc (8) rolnictwo (8) dzierżno (7) las (7) migracja (6) myślistwo (6) plaskowyż głubczycki (6) osadniki Strzelce Op (5) stawy tułowickie (5) Utrata (4) osadniki (4) parki narodowe (4) storczyki (4) łabędzie (4) żołny (4) żuraw (4) biegus zmienny (3) bocian (3) błotniak łąkowy (3) cyraneczki (3) gogolin kamieniołomy (3) las naturalny (3) modliszki (3) piotrówka (3) rzeka (3) sokół wędrowny (3) wróble (3) wycinki (3) zrównoważony rozwój (3) Jesioniki (2) Park Narodowy w Austrii (2) Rogów Opolski (2) biała (2) dziki park (2) dęby (2) kotlarnia (2) mppl (2) nietoperze (2) ochrona przyrody (2) orlik (2) park w Rogowie (2) raniuszek (2) rybołów (2) rzekotka (2) wydmy (2) łączki A4 (2) Białowieża (1) Strzeleczki (1) ambona (1) bagno (1) bewiki (1) blotniak stepowy (1) brzegówki (1) budki dla jerzyków (1) czapla (1) drapolicz (1) erozja (1) gąsiorowice (1) jemioła (1) kotewka (1) krasowa (1) krynica morska (1) kumak (1) kurhannik (1) kwiecień (1) mamidło (1) mochów (1) ochrona (1) ojcowski park narodowy (1) opryski (1) oprzędy (1) postrzałek (1) rozlewiska (1) rybitwa (1) siwerniak (1) stepowienie (1) storczyk blady (1) strach na ptaki (1) szpak (1) słowacja (1) trzmiele (1) uhla (1) wejmutka (1) widmo brockenu (1) zabezpieczenia antykolizyjne dla ptaków (1) zaćmienie słońca (1) znaczki skrzydłowe (1) znaki (1)

środa, 28 sierpnia 2013

Campos amarillos del Cacares :-)



Taki tytuł espaniolski nadałem następnemu wpisowi z podboju dzikiej Hiszpani :-) Znaczy on żółte pola Cacares. Okolice tegoż miasta to już rejony bardziej związane z otwartym krajobrazem i agrozenozami typu pola, pastwiska, rzadkie zadrzewienia - mniej jest terenu górzystego choć widoczki urozmaica pofalowany krajobraz. Jadać od strony z PN. Monfrague na takim właśnie terenie przystanęliśmy na poboczu z powodu wielkich ptaszydeł okupujących slupy Haj Woltydż.
 
okupacja słupa
 Obok na polach już wstępnie przeoranych latało sporo "wróblaczków" - bystre oko i porządna optyka doktora pazura wypatrzyły wśród naziemnych szaraczków w typie skowronka całkiem sporo kalandr szarych. Ich głosy początkowo bardzo przypominały mi nasze skowronki, ale później im więcej się z nimi osłuchiwałem tym różnica stawała się ewidentna.
Z książki o ciekawych ptasich miejscach wybraliśmy zalew Talavan i tam zaczęliśmy "stepowe czesanko".
Już przy samym wejściu nad wodę ukazał ładnie pozowała dzierzba sródziemnomorska, latał młody i dorosły orzeł przedni, orzełki. Nad brzegiem kręciły się brodzące, 2 boćki, 2 warzęchy i trochę kaczek.
dzierzba śródziemnomorska

warzęchy i bociek
Spacerując wzdłuż brzegu zauważyłem gniazdo boćka na małej budowli jakieś 2,5 metra nad ziemią.
nietypowo umiejscowione gniazdo
 Z tymi gniazdami to w sumie już pod Monfrague widzieliśmy ich sporo na slupach wysokiego napięcia ale i tak najlepsze widoczki z kolonijnymi miejscami rozrodu "sikłeni blanki" dopiero były przed nami.
Na zalewie spędziliśmy jakieś 2 godzinki bo okoliczne pola obfitują ponoć wiosną w strepety i dropie. Tym razem intensywne wypatrywanie w spalonej trawie nie przyniosło pożądanego rezultatu.
Przed odjazdem z pod zalewu moje uszy dosłyszały były jakiś dziwny ni to draplowy ni kurakowy głos. Dokładne skanowanie czasoprzestrzeni :-) lornetką wyłowiło przy kępie starych eukaliptusów ciemny  kształt. Serducho zabiło mocnej w nadziei na coś fajnego - jakieś 150 metrów od nas siedział na ziemi młody orzeł przedni! Doktorek stwierdził, ze taki młodzik to pewnie świeżo po wylocie z gniazda i faktoza, wylukaliśmy poteżne gniazdo na 5 metrach od ziemi! Siok! jakby powiedział Pawlak :-) Gniazdo takiego gatunku jakieś 200m od pojedynczego domu i jakieś 70 metrów od asfaltu to naprawdę coś niesamowitego!
młody przedniak wracający do gniazda!
 Oczka nacieszone, piątki poprzybijane, znaczy możemy jechać dalej wypatrując na slupach kaniuków, pustułeczek a na wysuszonej na amen ziemi sisonów i ich większych kuzynów. Jadąc tak niespiesznie w stronę wsi Santiago del Campo co chwila przystajemy czesząc lornetkami okolice. Jeden z takich stopów przynosi obserwacje skowrończyków krótkopalcowych szukających schronienia pod rynną z wodą dla wszechobecnej zwierzyny "kopytkowej".
spalone pola
skowrończyk krótkopalcowy
A to białe coś na poboczu to nasz pojazd - dawał se rade dizelek a dodatkowo pełnił rolę sypialni bo nasz namiocik wagi letkiej był tylko na cwaj perzonen :-)
w stepie pod santiago del campo droga przypominała juz bardziej polskie gminne bezdroża
Po dotarciu do wsi parkujemy i z buta okrążamy ładny kościółek kukajac za pustułeczką. Jedziemy też w dzikie pagórkowate pola porośnięte z rzadka dehesą.Ruszamy tam z gościem spotykamym pod sakralną budowlą. Koleś nazywa się Jesus (czyt Hesus) i mimo, że no able ingleze to z colinsem w ręku mówi nam coś o stepówce białobrzuchej.Chyba chce nam pokazać jej gniazdo które wystawił jakiemuś swemu kuzynowi - znanemu lokalnemu fotografowi.
No to jedziemy z Hesusem, teren robi sie coraz bardziej dziki a temperatura szybko dobija do 40 st C. Parkujemy "cytryne" i po krótkim marszu gościu pokazuje nam na skąpo porośniętym piachu 3 duże nakrapiane jajca. 
w takim środowisko gniazduje stepówka

Dorosłego ptaszora nie widać dlatego nie wiemy co o tym sądzić, ale i tak uciekamy stamtąd bardzo szybko by dorosły ptak o ile jest w pobliżu mógł wrócić do gniazda.Gadamy z Hesusem odwożąc go do wsi. Z tego co da sie zrozumieć jutro jest gotów zabrać nas w interesujący teren - w Hiszpani tak jak w Polszy akurat fraj mają. Umawiamy sie na 8 rano i jedziemy do Casares szukać kempingu.
Popołudniowy relaksik na basenie i koło 17.30 znów ruszamy w teren.Tym razem penetrujemy stepy od NE Casares.
Powiem szczerze; tak wyobrażam sobie afrykańska sawanne- złote spalone słońcem trawy, wystające z ziemi zęby skał, powysychane koryta strumieni, rzadkie kępy zielonych drzew wśród których cienia szukają "kopytne" i stada sępów krążących na niebieskim niebie.
Tylko lwów i zebr mi tam nomalnie brakowało :-)))) Za to przy hacjendzie na 'sawannie" widzimy padlinę "rogacizny" przy której sprawdza czy nie ma jakiegoś podstępu i w końcu śmiało naciera banda ponad 50 sępów płowych - co za widok!
afrika prawie
sęp kasztanowaty na równinach nie był tak często spotykany jak w Monfrague
 Oprócz czarnych typowych hiszpańskich el Toroos :-) również  takie rasy wypasano w okolicach Casares

szukające cienia zwierzaki to nie zebry niestety ;-)
Dzień kończymy i za chwile znów pobudka na spotkanie z Hesusem. Jesteśmy punktualnie a i on na nas czeka w umówionym miejscu. Poranek wita nas takimi widokami. Hesus obiecuje pokazać nam kolonie na skałach ale nie wiemy o jaki gatunek mu chodzi. Obiecuje też spotkanie z kulonem.
Horhe ucieszon bo bardzo mu zależy na spotkaniu w tym dziwnie wyglądającym siewkusem.
godzina 8 minut trzydzieści -serio :-)
Idziemy z naszym przewodnikiem w stronę skał - nad rio Alamonde gdzie dochodzimy po kilku minutach, na skałach widać 30 gniazd sikueni nigro - znaczy po naszemu bośka czarnego!
Niestety kulon nie zechciał pokazać nam ani kawałka kupra - trudno, proponujemy więc Hesusowi aby zatrzymać auto w bezpiecznej odległości od tego gniazda które pokazał nam wczoraj - nie chcemy niepotrzebnie płoszyć stepówek i zamierzamy przez lunetę zlustrować teren. Po paru minutach wypatrywania na ziemi ptaków hiszpan zwraca naszą uwagę na kraczący głos - takiego dźwięku nie znam, może i faktycznie stepówka? Ale jajca! W naszą stronę lecą dwa ptaki i już z daleka widać: to stepówki białobrzuche. Lecą jedak szybko i nie wiadomo czy focić czy paść oczy. Oczy i uszy napasłem - foto dokumentalne tez jest choć płoche.
stepowka białobrzucha w locie
To chyba równie fajowa o ile nie lepsiejsza obserwacja w porównaniu do iberyjczyka! Nie no, wiadomo, nasz doktorek ma jednak wyrobione zdanie w tym temacie i nic orla nie przebije już do końca wyprawy :-))
Hesus mówi nam o terenach gdzie w czasie "primavera" czyli wiosny można obserwować strepety i dropie. Jeździ z nami jeszcze 2 godzinki. Nie było by szans abyśmy sami tam trafili. Jednak co lokalers to lokalers! Szkoda jeno żeśmy już nic więcej nie wyczesali ale i tak było warto przyjechać na spotkanie z Hesusem - GRASIAS SENIOR!
Wracamy powoli do Casares obserwując jeszcze gadożera w niskim przelocie nas naszym autkiem.
gadożerrrr
Sjeste koło godz 2-3 robimy pod mostem rio Alamonde gdzie hopaki cieszą się z obserwacji jerzyka alpejskiego i orla przedniego.Potem walimy na camping na szybki basenowy relax i jak temperatura wraca do poziomu normalnosci (tak ok 37 stC) :-)))) startujemy na Los Barruecos.
Po drodze widzimy kolonie bośków na słupach gdzie koło siebie gnieździ sie po 30-40 ptaków. Samych ptaków jednak nie widać - widocznie juz poleciały.
Przejeżdżamy przez małe miasteczko a nasza navi (dzięki szwagier:-))) prowadzi nas w interesujący teren.
Głazowisko z niewielkimi jeziorkami wygląda nadzwyczajnie a do tego jeszcze okazują się dwie czapelki złotawe - fajne ptaszorki :-) tym bardziej, że to moje "lajfery" :-) Do tej pory co dzień widziałem nowe dla siebie gatunki :-))) Życ nie umierać..............
co tu spotkać można?

ano takie "czarnulki" :-)
Dobra, teraz na serio pare strzałów z głazowiska. Bardzo malownicze miejsce a do tego boćki na tych potężnych głazach pozakładały se hnezdiczka.
po prawej w górze kadru widoczne bocianie hacjendy
skalny fiutek

korsarze
Horhe znalazł w starej zapuszczonej skalnej półce gdzie stała woda tysiące korsarzy. Czekały na zapadniecie zmroku aby ruszyć na łowy.
Rano następnego dnia jeszcze raz wróciliśmy do Los Barruecos na poszukiwanie ciekawych ptaszków.
Pokazały się dwa boćki, 5 warzech i kilka rudogłówek. Zdjęcie młodej rudogłówki do celów dydaktycznych wrzucam a boćki w monochromatycznymn głazowisku może kogoś zainteresują.
 ponizej młoda dzierzba rudogłowa


 Słonko przygrzewało już mocno a my oprócz gadożera na gnieździe boćka nie widzieliśmy wiele więcej dlatego przed dwunastą ruszyliśmy na południe w stronę Tarify o czym w następnej pisance z espanii.

Na koniec widok małej areny do corridy z tego rejonu - żaden jednak z nas nie czuł chorej ciekawości jak wygląda taka "zabawa".  Tradycja tradycją ale za patrzenie na męczenie zwierzat płacić nie będę!
a syf taki że o madre o padre!
No to nerra i do następnego zrazu.



wtorek, 27 sierpnia 2013

Buenas Espania

Po naszemu  Dobry (dzień) hiszpanio :-)
Razem z dwoma kolegami już jakiś czas temu planowaliśmy wyprawę typowo ptasią do bardzo egzotycznego Kazachstanu, jednakowoż obostrzenia wizowe i subiektywnie ciężkie do pochytania tematy zmusiły nas do zmiany na bardziej prozaiczny kierunek jakim jest Hiszpania. Powiem szczerze, że nawet mi to bardziej odpowiadało - palearktyka zachodnia jeszcze nie jest przez mnie jakoś dobrze poznana:-)
Ustaliliśmy wcześniej, że wynajmujemy auto a potem śpimy po kempingach i polach namiotowych i tak też było. Po wylądowaniu w Madrycie ruszyliśmy na SW do PN Monfrague. Już pierwszy stop prawie w granicach administracyjnych Madrytu na stacji benzynowej w celu zakupienia papu i czegoś mokrego (sklepy w niedziele nie pracują) przyniósł taki widok:
orzełek odm. jasnej widziany na opłotkach Madrytu
Tymi orzełkami w rożnych odmianach barwnych paśliśmy oczy nader często - za to błotniaka stawowego czy myszaka spotykaliśmy baaaaardzo rzadziutko.
Podróż z Madrytu do Malpartidy de Placencji minęła bardzo sprawnie i już po 3 godzinach od startu byliśmy u celu. Pole namiotowe prawie na granicy parku narodowego w dehesie (gaiki debów korkowych) miało basen, pralnie, prysznice i bardzo przystępną cenę. Zdecydowaliśmy zostać tam na 3 nocki.
Po zakwaterowaniu się (rozbicie namiotu mianowicie ;-) ruszyliśmy do serca parku narodowego na rekonensans.
 Poniżej widok na dehese:
mapka parku Monfrague
 Naszym celem było Villareal del San Carlos. Jeszcze dobrze nie wyszliśmy z naszego pojazdu a już lornetki i lunety "zagrzały" sie od różnorakich ptaszorów. Najwięcej oczywiście szponiastych z czego mocno cieszył się doktor Pazurrr - największy drapofil ekspedycji :-)
Ja w ciągu niecałej pół godziny wypatrzyłem kilka nowych dla siebie gatunków:
sępy kasztanowate, ścierwniki, orzełki południowe (jedyna obserwacja wyjazdu). Szczególnie stada sępoli obu gatunków krążące na sporych wysokościach robiły wrażenie i obiecywały fajne obserwacje.
Po powrocie na pole namiotowe skonstatowaliśmy, że pomimo godziny prawie 21 słonko jeszcze mocno przypieka (ok 34 C) i nie ma zamiaru zachodzić.............o co kaman jak czasu w Hiszpanii się nie przesuwa?
No i jeszcze jedna tym razem ptasia surpriza dotyczyła tabunów sójek błękitnych latających stadkami po polu namiotowym :-) Dzień mimo przebytych trudów i niespecjalnie długiego pobytu w terenie uznaliśmy wiec za werrry nice i wielce spragnieni dalszych niespodzianek położyliśmy sie po zapadnięciu zmroku (ok 23) spać. Doktor Pazur już koło 6 rano próbował nas budzić, ale coś nie pasowały mu totalne ciemności panujące za zewnątrz. My z Jorge (czyt. Horhe :-) dzięki temu jeszcze ponad godzinkę mogliśmy se trochę pospać zanim zaczęło świtać.
Szybkie śniadanko w formie suchej buły z "Fiutti di mare del puszkazorla :-)"  i koło 8 kiedy słoneczko już naprawdę zaczęło świecić ruszyliśmy szukać drapoli i innych ptaszorków w Polsce nie występujących. Celem westchnień i marzeń naszego "doktora" był orzeł iberyjski i mieliśmy informacje od pani na kempingu która zapytana o tego ptaszorrra pewnym ruchem zakreśliła na mapce parku kółeczko...............lekkie zdziwko, ale cóż i tak mieliśmy cały dzień na znalezienie gagatka :-) No to wio i jadziem................Po kilkustet metrach od wyjazdu na asfalt moje gałki wylukały jakiś ruch z boczku - to góropatwa czerwona z młodzikiem uchodziła truchtem w wyższe chabazie. Później jeszcze wielokrotnie widzieliśmy ten gatuneczek nawet stojąc na autostradzie pod Cadizem w korku pokazał się "kuraczek" ma grobli sąsiadującej z droga saliny.
Jadąc drogą w strone rzeki Rio Tajo (Tag) widoczne były wszędobylskie ogrodzenia z opisami :


znaczy w skócie grunt prywatny - obwód łowiecki :-(
Wróćmy jednak do przyjemniejszych rzeczy-po paru kilometrach od naszej "bazy" zauważyliśmy na skale pierwszego tego dnia sępa płowego i ścierwnika.
alimoche to po hiszpańsku ścierwnik
Od głównej drogi skreciliśmy na wschód w strone Portilla del Tietar zatrzymując się co i rusz bo niebo zaczynało już zapełniać się krążącymi drapolkami. Na skalach na rzeka Tietar wpadającą do Tagu w Monfrague co kilka kilometrów widać było opuszczone gniazda sępów i "onych" samych padlinożerców.
La Tajadilla - widać pobielone skały wśród których sępy miały gniazda.
dirli dirli pazurkami o skałe :-)
dos-cabessos (dwugłowy) buitre leonado (sęp płowy)
Przystanki trza było robić co kilometr bo jak nie ptaszorrry to widoki powalające. Tutaj na zakręcie rio Tietar robiliśmy pierwsza wspólna fotke i obserwowaliśmy popisy jaskółek rudawych.
zakret Tietar

Pojawił się też hiszpański przewodnik ze swoją grupką turystyczna jednak nasze próby pogadania o orle iberyjskim i miejscu jego występowania nie wyglądały za dobrze choć piąte przez dziesiąte zrozumiałem ze to już blisko. Hiszpanie raczej angielskiego się nie uczą i to niestety norma. Nie dziwota jak hiszpański jest 4 językiem świata ;-) Tak było dość często podczas całej wyprawy ale dzielnie dawałem se rady.
Portilla del Tietar
Pizło już połednie a sępy dzielnie krążyły na niebosklonie. My zajęliśmy miejscówkę przy wybudowanej nad rzeką czatowni i uparcie postanowiliśmy czekać na pojawienie naszego "de speśjal łan". Ja długo w bezruchu nie wytrzymałem i po pół godzince zacząłem wspinaczkę na pobliskie wzgórze coby mieć szersze pole widzenia.
Po chwile słyszę dzwoni Horche i mówi że widzą młodego "iberyjczyka" - dzięki namiarom z dołu też go zauważyłem. Krążył jednak mega daleko i chcąc nie chcąc zlazłem na dół aby przez lunete lepiej napaść nim oczy. Nie zdążyłem , ale nic to sępy latały blisko naszego miejsca i było co obserwować.Jeden nawet jeszcze karmił lotnego już chyba młodziaka w dziurze w skale - poźnawy lęg.
Czekając na iberyjczyka zauważam samca modraka - tysz piknie jak powiedział góral do panny młodej na lotnisku a "samych swoich" :-)
Nie upłynęło kilka minut a doktorek melduje ze widzi dorosłego orła - nie do wiarry! Ptak zbliża się do skał nad wodą i robi przed naszymi oczami kilka rund! Co za widok, szczególnie że  sęp dołącza do orła i próbuje go zaczepiać a wszystko to ok 120 metrów od nas! 
orzeł iberyjski
"albertynka" jak ją ochrzciłem na tle skał
w Hiszpani jest tylko ok 300 par tego orła - mieliśmy więc duuużo szczęścia :_)
Sorki za jakość zdjęć - większość fot z lustrzanki jakoś dziwnie nieostra - albo sie coś skiepściło w moim obiektywie albo pożyczona lżejsza puszka od kolegi nie zgrała sie dobrze ze słoikiem :-(((
Po takich obserwacjach cali roześmiani wracamy robiąc kółeczko na pole namiotowe a po drodze wjeżdżamy do Plasencji na rozglądnąć się za pustułeczką i zrobić zakupy. Co chwila jednak trza zatrzymywać auto a to z powodu nisko latającego ścierwnika a to orzełek ciemny przemknie..............jaja nomalne :-)))
ścierwnika w Monfrague jest ok 35 par legowych
Po południu po następnej porcji bułki z "morskimi opowieściami" jedziemy na przełom rzeki Tag. Koło godziny 18 krążą tam niezliczone ilości sępów płowych, troche jaskólek skalnych i jerzyki wśród których nie udaje sie dostrzeć "igłostera". Widoczki za to miodne.

kawałek całości - ciarki po ciele chodziły jak sie na to patrzyło :-)
niektóre latały tak nisko, że ogniskową trza było zmniejszać
 Niezapomniane wrażenia w tym miejscu przeżyłem a nie tylko ja - jeszcze wieczorkiem na polu namiotowym przy "bronku" i zagryzce wśród cichego skrzeku sójek błękitnych wszystkim nam sie gęby cieszyły :-)))
Rano zapada decyzja o wyruszeniu w góry na jakiś wyżej wyniesiony punkt by znów poobserwować szponiaste.Zanim jednak ruszyliśmy postanowiłem zapolować na sójki - te latały zanim jeszcze słonko wschodziło lub tuż po jego zachodzie. Warunki miałem wiec raczej słabe.

sójki błękitne przy wodopoju
 Po drodze stop koło asfaltu wśród pagórków i szybki czes w makii: dostrzegamy góropatwe czerwoną,
góropatew rojo (czyt. rocho czyli czerwona)
Samczyk białorzytki rdzawej jest za szybki na fotke, za to dzierladki co do których mam przypuszczenie graniczące z pewnością że są iberyjskie ładnie pozują. Dzień wcześniej też widzieliśmy stadko dzierladek z mocno kreskowanymi piersiątkami ale dzioby były wyraźnie dłuższe co nie pasowało wg "Collinsa" na tenże gatunek.
dzierladka iberyjska?
widać wybrzuszoną żuchwę i krótki dziobek, równo ścięty czubek za to kreskowanie jakieś taki niebyt wyraźne - może to młodzik?
Koło 9.30 ruszamy zielonym szlakiem na cerro Gimio. Po drodze słyszymy jakieś pokrzewki ale są tak szybkie i skryte, że oprócz lutniczki zachodniej nic więcej nie udaje sie oznaczyć.Jeszcze tylko jakiś trznadel siedzi na drzewku w zielonej dolince przy prawie wyschniętym strumyku - po dobrym obejrzeniu go i udokumentowaniu stwierdzamy że to musiał być cierlik
cierlik
Po przejściu ok 3 km jesteśmy na szczycie pagórka skąd mamy piękne widoki na rio Tajo i wpadający do niej Barbaon.
Barbaon

na górze po lewej Castiilio de Monfrague, po prawej na skalach kolonie sępoli
na takich skalnych grzbietach zakładają gniazda sępy.
W czasie ok 2 godzin spędzonych na szczycie obserwujemy oba gatunki sępów, ścierwniki i orła przedniego. Latają także orzełki. Za to ani odrobiny myszaka czy jastrzębia - weery strenż aber ołrajjt fur mich :-)
Na czubku pagórka lata tez jakiś kolorowy motyl - robię mu fotke i wychodzi całkiem przyjemnie - trza tylko fachowca zawołać aby toto oznaczyć.
do ID
 Ok 15 wracamy na pole namiotowe na mały basenowy relaks i coś do żarełka. Nawet nad basenem lataja kanie, orzełki i sępy!!! To jest miejscówa! Termometr pokazuje 40 st C w cieniu - dobrze że przed wyjazdem u nas były podobne temperaturrry - zahartowani jesteśmy jak pieron a Horhe to nawet po południu zdejmuje Ti-szerta. Za to wieczorem okaże sie, ze doktor pazur poparzył se łydki podczas górskiej wyprawy i już do końca wyprawy śmiga tylko w długich galotkach obojętne czy jest 38 czy 42 :-)
Po południu uderzamy na zamek po drugiej stronie Rio Tajo. Też cudne widoczki i znów chmarry sępoli na niebie - liczymy na jerzyka widłosternego i tym razem bez rezultatu. Za to ścierwojady latają naprawdę na wyciągniecie reki, no i te "paronamki" :-)
widoczek spod zamku

paronamka :-) z mostem - widok na NE
widok na S z dehesą i zakolami rzeki - nazajutrz ruszymy w tą strone.

Na koniec tego wpisu znaki ostrzegawcze dla na terenie PN Monfrague kierowców - achtung ropuchen :-)
To koniec części UNO, część DOS będzie utzymana w klimatach afrykańskich. Tera ide oglądać jak           "nasze" patałachy przegrywają ze Steiłłą awans do LM. No cóż jaki kraj taki futbol :-) A w takiej espanii np: i futbol, i drogi i drapole na poziomie :-)