Jeden dzień w roku pozwalam sobie z brygadą zaprzyjaźnionych ptasiarzy (płci obu: -) na sportowe podejście do tematu obserwowania ptaków. Jak łatwo zgadnąć chodzi o Rajd Ptasiarzy którego siódma edycja w tym roku została przyśpieszona o tydzień. Słynnych 3 ogrodników tak dawało popalić w zeszłych edycjach, że rada rajdu przychyliła się do wniosku kapitanów drużyn o przesunięcie daty i teraz startowaliśmy koło końca pierwszej dekady maja.
Plan obmyślaliśmy z Waldkiem któren wziął na siebie obowiązek dowodzenia i organizacji części logistycznej przedsięwzięcia. Postanowiliśmy, że naszą tajną "wunderwaffe" zostaną okolice Biskupiej Kopy. W schronisku na tejże górce spędziliśmy nocke licząc na odzywającego się w nocy puszczyka i hektary rozśpiewanego leśnego towarzystwa podczas schodzenia w dół w optymalnym dla drobnicy czasie czyli krótko przed i po wschodzie słońca.
Kapitan przygotował też "opowieści dziwnej treści" o tematyce statystyczno-podróżniczej z których dowiedzieliśmy się o ilości gatunków w poszczególnych edycjach, o tak fascynujących wskaźnikach jak "par_ekselans" kilometroptak :-), "hour'o_ptak" itp..... Zaiste nasz szefuncio lubi statystyke i nie próbuje tego ukrywać :-) - jak to mówi Przemo "pisarczyk": no i fajnie :-))))
Jeszcze dobrze nie ruszyliśmy na szlak w górę a naszym oczom ukazały się dwa pluszcze, pliszki górskie, śpiewały zniczki w ilościach wręcz hurtowych - jak wiec nietrudno zgadnąć nasze apetyty były bardzo rozbudzone. Kolejne kilometry tylko potwierdzały pomysł Waldiego - jak mogło być inaczej skoro po 15 latach wypatrywania w końcu zobaczyłem ( a w sobote również słyszałem) samca muchołówki małej bujającego przy samym szlaku i jeszcze mogąc zrobić mu pamiątkowego fociaka!
najmniejsza europejska muchołówka przylatuje jako jeden z ostatnich migrantów |
podwójnie jarzębinowy zachodzik |
dumający kapitan |
Kładąc się spać ktoś zaproponował aby otworzyć okno i ke sorpressa! - wszyscy słyszymy głośno i wyraźnie nadającego poszukiwanego chwile wcześniej pana puszczyka - supereks!
O godz 4:20 wychodzimy ze schroniska na polane gdzie godzin pare nazad podczas zachodu słonka widzieliśmy samca gila - niestety o poranku brak tego gizda (co tak fajnie gwizda) za to mamy pleszke, kopciuszka, zniczki, myśikróliki i inne pospolitsze na niżu gatunki. Co paredziesiąt metrów drze jape strzyżyk prawie zagłuszając inne gatunki - ten mikrus ma odwrotnie proporcjonalną do swych gabarytów moc w gardle.Na szczęście pojawia się gil najpierw "wysłyszany" przez Monike i zobaczony przez wszystkich uczestników.
Docieramy do parkingu koło godziny 6:30 wpisując na listę obecności 3 gatunki muchołówki ( w tym słyszaną i nagraną małą) - oprócz nieobecnego "czarnuszka" mamy wszystko co kilkanaście godzin wcześniej odnotowaliśmy podczas wchodzenia pod górke.
pluszcz tak jak i "góralka"był obecny tak wieczorkiem jak i rajdowego poranka |
parkingowa pleszka |
na małym zrębie przy drodze śpiewa se "drewniak" |
Przejeżdżając przez Prudnik mamy kwiczoły - to wielki babol z zeszłego roku więc zacieszamy mocno. Pokazują nam swe ciała szczygły i w tym miejscu znajdujemy gniazdo zaganiaczy. Na pobliskim ogrodzonym stawie do którego nie ma dostępu śpiewa trzciniak i brzęczka - świetnie!
Docieramy na wieżę już z lekką czasową obsuwą, ale jeszcze przed samym wejściem na nią słyszymy strumieniówke i turkawkę. Z wieży piękna panoramka z żółto kwitnącymi połaciami rzepaku w tle, ale nas bardziej eksajtuje para ganiających się i odzywających terkoczącym głosem ostrzegawczym jarzębatek.
idealny teren na pokrzewki i turkawke - strumieniówka lekko mnie zdziwiła |
Jedziemy więc w stronę zbiornika Nyskiego robiąc pierwszy przystanek na kawusie i rohlika z pakrou (hot-dog po czesku) a drugi chwile później gdzieś w połowie drogi na zbiornik przy górskiej rzeczce Białej Guchołaskiej. Tu "wpadają nam w oczy zimek i łozówka ( w uszy). Robimy sobie chyba jedyną wspólną rajdową focie - ja czuje jakąś dziwną presje i zapierdzielamy przez teren jak robokopy nieprzymierzając. Kapitan próbuje mnie stopować, ale czarodziejska kawa z pasującym do naszych nastroi hasłem chyba mnie tak napędza :-)
Biała Głuchołaska ma miejscami dzikie koryto a to lubi wiele stworzeń. |
"100% pewności" to hasło z orlenowej kawy dotyczy wykonania naszego planu :-) |
trzmiel |
Wsiadając do samochodu widzimy dość blisko na jednym drzewie kląskawkę i krętogłowa - eee tam, to już było :-)
zdjęcie z ujęciem obu gatunków nie wyszło dobrze, więc inne ujęcie. |
Ponad dwugodzinna penetracja brzegów zbiornika to obserwacje gatunków spodziewanych w tym rejonie jak rybitwy czarne, białoczelne, "hybrydki", piskliwce, łęczaki itp. Tu następuje także kumulacja "ostrooczności" kapitana - wyhacza kilka rodzynków w tym parę markaczek i kamusznika!
kamusznik |
para markaczek - to ci dopiero wyczes! |
on i ona powinni być już na lęgowisku a nie tutaj. |
Ucieszony Waldemarrr :-) |
czarnogłowa od tylca plus rybitwie skrzaty plus śmiechy |
Lecimy na Stawy Tułowickie -docieramy z prawie dwugodzinną obsuwą co do założonego planu, ale są derkacze, pokląskwa (jedyna podczas rajdu) i gągoły. Te ostatnie widzimy tylko na jednym jedynym stawie nieznanym przez resztę towarzystwa - mam więc i ja swój wkład w wyszukiwanie ptaszków :-)
Na stawach Loża, Zofia. Olszowy i Ławnik widzimy gęgawy, czaple białe i odzywa się kilka razy bąk wygwizdany przeze mnie na opróżnionej przez chłopaków chwile wcześniej (oczywiście tylko w tym celu) butelce małego żywca. Wiem, że brzmi to dziwnie ale wziąłem bąka żywcem :-) Następnym punktem programu jest piaskownia w wiosce Mokre. Kolejne kilka gatunków, ale przelicznik "ptak na godzinę" i "kilometroptak" leci na łeb na szyje:-)
Czas na PiDżi i jego atrakcje ale już po drodze zanim nawet osiągamy Mokrą widzimy samca łąkówki i słyszymy śpiewającego ortolana. Po co więc mimo wszystko jedziemy w okolice Głogówka? Ano po pójdźkę która w czasie rajdu zawsze nas olewała (słynna klątwa pójdźkowa) po kuropatwę, przepiórkę i może srokosza.
Koło Hudoby na kilkanaście minut zatrzymują nas błotniaki łąkowe - widzimy samca z pomarańczowym plastikiem i próbujemy go odczytać.
czas czasem, ale takie sytuacje to rzadkość. |
samica w telegraficznym skrócie :-) |
pójdźkowa klątwa dzięki dobrej pogodzie przełamana |
rundka w okolicach Kórnicy, Agnieszczyna i Hudoby niestety nie przynosi upragnionych kuraków |
W tym celu zafundowaliśmy sobie przejazd doliną Osobłogi, wizytę koło Żywocic, Szachte i pobliski łęg.
W okolicach Łowkowic drogę na pola zagrodziła Mućka - za chiny nie chciała nas przepuścić, ale kapitan ją spacyfikował i ruszyliśmy w dalsze poszukiwania.
gdzieś w dali czeka na nas srokosz a ta bestyja mecyje wyprawia :-) |
czaro-biały ale jakoś na srokosza nie pasuje :-) |
Kuropatwe znajdujemy, ale w takich okolicznościach, że łzy same do oczu napływają; kolo Żywocic leży na jezdni świeżo potrącony przez samochód ptak.
a może i na nas czekała........... a tu taki dups :-( |
kuropatwa była jeszcze ciepła.......:-( |
W celu odwrócenia złej karty konsumujemy po 2 "szoko-bon-bonsy" na głowe z przekonaniem graniczącym z pewnością iż tak właśnie będzie. Pomaga, ale stwierdzenia kolejnych dwóch następnych gatunków zajmują nam już prawie 2 godziny! Dzięki dobremu słuchowi Moniki wreszcie słyszymy przepiórkę! A jeszcze chwile wcześniej Waldi twierdził a zna "swój" teren dobrze, że przepióra koło Łangu to wielka rzadkość. Jak to czasem dobrze nie mieć nosa.
Apropo tej właśnie części ciała to srokosz dalej ma nas tam ma. No ni huhu, zobaczyć go to misja niemożliwe.
Nic to, lecimy na skraj Borów Niemodlińskich celem wylukania/wysłuchania świergotka łąkowego,kszyka, słonki i włochatki której terytorium znaleźliśmy miesiąc wcześniej.
Przypomina se jednak o nas ZŁY i abyśmy za bardzo nie cwaniaczyli nasyła psowaciela pogody. Zaczyna padać i wiać (na szczeście nie mocno). Nasze nadzieje na jakieś odzywające się po godzinie 20 czubatki czy lerki są także niestety niespełnione :-(
Kszyki też nie tokują a miny na naszych facjatach troszkę rzedną - kureczka a jeszcze 4 tydnie temu tokowały tu 4 samce! Czy to przez pogodę czy przez suchą wiosnę jakoś ich jednak nie ma.
Ostatnia deska ratunku to włochatka - czy będzie czy będzie? To pytanie w zasadzie retoryczne - no jak nie będzie jak będzie, musi być! Morale podnosi trochę tokująca słonka, ufff, choć ona nie przygrała w kulki.
Po pokonaniu ponad 3 kilometrów z buta (jest już ok 21 czyli siedemnasta godzina rajdu) włochatki jednak ani widu ani słychu, za to w oddali słychać kilka razy grzmoty - uj, a miało być tak różowo..........
Stoimy dłuższa chwile w ciemnym lesie, sowy jednak dalej nie słychać. Wracając nasłuchujemy co jakiś czas bo a nuż może lelek zechce otworzyć pasze? Jedyne co nam wpada w ucho to lekko demoniczne odgłosy bujajacej gdzieś w okolicy dziczej watachy.
Pod samochodem jesteśmy krótko przed 22 i lecimy na pożegnalną uczte do Waldka - tu przy pysznościach przygotowanych przez ładniejszą połowę naszego "el kapitano" dodajemy sobie animuszu i dziękujemy za bombastyczną dobę spędzoną na ptaszeniu. Co prawda tempo rajdu w tym roku mocno nas wyeksploatowało, ale przecie pogoda dopisała a i ptaki do późnego popołudnia też.
Wynik założony przez naszego dowódce został osiągnięty, własny rekord z przed roku pobity (2014 - 134, 2015 - 137 gat) i świadomość dobrej organizacji i sprzyjającej pogody dają nam mocne podstawy by myśleć o ponownym poprawieniu w przyszłym roku wyniku :-) oby!
Tymczasem żegnam i do następnego wpisiku.
Już w poniedziałek 11.05.2015 wieczorem na profilu Rajd Ptasiarzy obejrzałem wyniki i stwierdziłem z satysfakcją, że 137 gatunków dało nam 9 miejsce a "generalce". Za to inna drużyna z Opolszczyzny miała tzw : dzień konia" (sportowcy pewnie wiedzą o co kaman) i z wynikiem 150 gat zajęła miejsce na podium.
Będzie więc co pobijać za rok a tymczasem wracam do "normalnego" obserwowania przyrody i pracy w terenie bo sport sportem, ale ktoś ptaszorom i paczamamie pomagać musi ,co nie? :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz