Etykiety

pidżi (35) ptaki (32) dolina odry (23) gęsi (23) motyle (23) niszczenie przyrody (23) Turawa (22) ważki (22) bociany (21) drapole (20) mewy (20) stada (19) góry (16) siewki (14) rajd ptasiarzy (11) dewastacja (10) owady (10) stado (10) zmiany klimatyczne (10) gogolin drzewa (9) przeloty (9) rolnictwo (9) księżyc (8) dzierżno (7) las (7) migracja (6) myślistwo (6) plaskowyż głubczycki (6) Utrata (5) osadniki Strzelce Op (5) stawy tułowickie (5) osadniki (4) parki narodowe (4) storczyki (4) łabędzie (4) żołny (4) żuraw (4) biegus zmienny (3) bocian (3) błotniak łąkowy (3) cyraneczki (3) gogolin kamieniołomy (3) las naturalny (3) modliszki (3) piotrówka (3) rzeka (3) sokół wędrowny (3) wróble (3) wycinki (3) zrównoważony rozwój (3) Jesioniki (2) Park Narodowy w Austrii (2) Rogów Opolski (2) biała (2) dziki park (2) dęby (2) kotlarnia (2) mppl (2) nietoperze (2) ochrona przyrody (2) orlik (2) park w Rogowie (2) raniuszek (2) rybołów (2) rzekotka (2) wydmy (2) łączki A4 (2) Białowieża (1) Strzeleczki (1) ambona (1) bagno (1) bewiki (1) blotniak stepowy (1) brzegówki (1) budki dla jerzyków (1) czapla (1) drapolicz (1) erozja (1) gąsiorowice (1) jemioła (1) kotewka (1) krasowa (1) krynica morska (1) kumak (1) kurhannik (1) kwiecień (1) mamidło (1) mochów (1) ochrona (1) ojcowski park narodowy (1) opryski (1) oprzędy (1) postrzałek (1) rozlewiska (1) rybitwa (1) siwerniak (1) stepowienie (1) storczyk blady (1) strach na ptaki (1) szpak (1) słowacja (1) trzmiele (1) uhla (1) wejmutka (1) widmo brockenu (1) zabezpieczenia antykolizyjne dla ptaków (1) zaćmienie słońca (1) znaczki skrzydłowe (1) znaki (1)

czwartek, 19 września 2024

Maroko (nie) całkiem spoko

 Jak już wiecie Maroko nie jest całkiem spoko, ale dla turysty nastawionego na przyrodę i jadącego tam tylko po to na pewno ma wiele do zaoferowania i to nie tylko w terenach o ograniczonym wpływie człowieka. Wielu moich kolegów podróżując po tym dużym kraju w celach innych niż rodzinny odpoczynek opisywało cudowne walory naturalistyczne. Ja nie mając zbyt wiele czasu na wyczesywanie ptaszorów zadowoliłem się tym co było dostępne. Posiłkując się danymi z I-birda (naprawdę fajne narzędzie dla ornitofila w nowym nieznanym terenie) postanowiłem odwiedzić ujście okresowej rzeki Souss na której południowym brzegu zaczynała się granica parku narodowego Souss-Massa. Najpierw myślałem by tam dotrzeć z buta plażą, ale , że jej część graniczyła z posesją króla Maroka to byłem pewien, że będzie jakiś płot czy inna bariera. Nawet na google maps było tam coś w tym stylu widać. Zatem albo taksi albo....hoho, kto by zgadł, że pojadę tam na rowerku. No w kraju gdzie panuje upał ( a nad ocenam jeszcze wiatr) i mało korzystne warunki do turystki rowerowej raczej nie spodziewał bym się wypożyczalni, a tu niespodzianka, 200 metrów od naszego hotelu takowa była. Bardzo sympatyczny chłopak z wypożyczalni umożliwił mi zwrócenie roweru po zamknięciu biznesu a do mojej dyspozycji na popołudnie dał bardzo fajnego elektrycznego MTB Cuba którym ruszyłem drogą wskazaną przez "DżiMapsy". Oczywiście były niespodzianki i trochę obsuwy, bo wyznaczona trasa prowadziła przez olbrzymią posiadłość króla. Na jej obrzeżach zatrzymał mnie ochroniarz i nakazał odwrót. Próbowałem go zagadać i zmusić do pokazania mi gdzie mam się kierować, ale on parlevousFrance a ja właśnie że nie :-) Inszallah może kiedyś jednak poznam :-)  No to trza było improwizować co było lekko stresujące bo przez kilkaset metrów jechałem wąskimi uliczkami przez bardzo ubogą dzielnię gdzie dzieciaki na mój widok głośno darły japę : gimmiłandirhaaammmm!!!! Kurna...trochę się skonfundowałem.

Jednakowoż dotarłem w końcu na północny brzeg rzeki i zaczęły się fantastyczne obserwacje. Najpierw zobaczyłem kołujące boćki, potem żołny i usłyszałem nosowe gęganie które rozpoznałem po sekundzie. Podjechałem na rowerku pod sam błotnisty brzeg rzeki i zoczyłem stadko pięknych różowych flamingów, dziesiątki ostrygojadów, szczudłaki, sieweczki obrożne, biegusy i sporo innych siewkusów. Setki ich tam biegało. 

pierwszy kontakt
Po dłuższej chwili zacząłem się przemieszczać bliżej ogólnodostępnej ścieżki pieszo-rowerowej ale zanim tam dojechałem dostrzegłem spore stada spłoszonych czymś ptaków. Podniosłem głowę  i zauważyłem jakiegoś dużego drapola lecącego od najgorszej możliwej ornitologa strony :-) (od dupy strony). Odetchnąłem gdy ptak zaczął kołować i zbliżać się bliżej. Co prawda znajdował się w tzw kontrze, ale mimo to udało mi się zrobić całkiem przyzwoite jak na warunki zdjęcie. OtoON!
orzeł południowy (młody)
To była druga obserwacja tego gatunku w moim życiu, ale ta pierwsza z Espanii to w zasadzie tylko na zaliczenie bo ptak był wtedy tak daleko, że ledwo dało się rozpoznać kto zacz. Tu widać naprawdę super! Co do drapoli to byłem mocno zawiedziony bo( do tej pory) oprócz pustułek nie było NIC poza nimi! Szok!
Teraz porcja fociszy z nad błotnistego, zanieczyszczonego i śmierdzącego szambem brzegu rzeki. Akurat był odpływ. 
ukłon szczudłaka

mewa cienkodzioba

piaskowce, alpinka i śmieci

kulik mniejszy

Po przejechaniu ok kilometra znalazłem dużo większe niż to pierwsze stado różowych ptaków dziwaków a do tego całkiem blisko brzegu. Miałem je może na 100 metrów. Cudnie mogłem obserwować i nasłuchiwać ich dziwnych nosowych głosów. 

kawałek stadka

jak toto lata? ;-)

tu lekko czymś zaniepokojone

 Widziałem je w różnych "pozycjach" - żerujące i tupiące po dnie nóżką w i tym samym czasie odcedzającym dziwnym dziobem wzbudzony plankton, w locie, w różnych interakcjach. Mega superaśne ptoki! Po dotarciu w misce gdzie w ujściu zaczynały się potężne piaszczyste wyspy przeskanowałem setne stada mew, ale oprócz mewy śródziemnomorskiej nic innego nie wyłuskałem....a apetyta na bengalkę albo coś w podobie miałem wielgaśny :-)


mewkowe łachy

Krótko przed 18 rozpocząłem odwrót choć zaprawdę nie chciałem....Szło mi to dość opornie szczególnie jadąc przy brzegu rzeki. Co chwila się zatrzymywałem by jeszcze cosik poczesać. Na ostatnim takim stopie zauważyłem flaminga z białą obrączką i uparłem się by go udokumentować. Udało się, a oglądając foty po powrocie zauważyłem, że były tam jeszcze cn dwa inne znakowane kolorowo ptaki. Jeden także z białą obrączką w drugi niebieską! 
odczyt chyba z 300 metrów!

Mój stary nikon P900 ma już z 6 lat i jeszcze daje rady - no nieźle , nieźle!
Aaaaa, jeszcze pożegnalna fotka dzikich, albo pół dzikich wielbłądów żerujących w stadzie na drugim brzegu. Będzie to pasująca do kontentu zapowiedź następnej porcji pustynnych fotek.
dromaderki

Przedostatniego dnia pobytu pojechaliśmy na wykupione wcześniej safari. Obiecywałem sobie po nim ciekawe akcje bo eskapada miała trwać prawie 8 godzin i naprawdę różne miejscówki położone na południe od Agadiru. Nasz kierowca Mohamed przyjechał siedmioosobowym Pajero w miarę o czasie. Podróżowaliśmy z trójką sympatycznych Irlandczyków. Pierwszy stop na moście rzeki na której dzień wcześniej obserwowałem flamingosy. Klarka była zachwycona a ja też mógłbym na te stwory patrzeć długimi godzinami. Potem jakiś skład z ceramiką;  biznes nie polega tylko na podróżowaniu ;-) i wjazd na pustynie i szlak którym kiedyś biegł rajd Paryż-Dakar. Kierowca zafundował nam przejazd trzęsidupkowy a za nami pozostawiał olbrzymia pylista chmura. Po paru kilometrach zatrzymaliśmy się na piaskowym pagórasku. Tu czekali na nas Berberowie i ich wielbłądy, ale ja wolałem se zrobić szybką rundę wkoło i poszukać jakiegoś życia. Co ciekawe na pustyni w tym momencie panowało spore zamglenie a temperatura mimo godz 10 wynosiła max 20 st.

potężne jukki

krajobrazik

Potem stop nad rozfalowanym Atlantykiem. 
oryginalnie

Otoczenie znów zasyfione a do tego w okolicy sporo zabiedzonych psów. Oni tam niestety nie dbają ani o psy ani koty i widać mnóstwo zabiedzonych zwierząt....
Po kilkuset metrach z pobocza piaszczystego duktu biegnącego skrajem klifu sploszył się ....ibis grzywiasty! Tylko szkoda, że obserwacja była z auta i trwała dosłownie 2 sekundy. Trza będzie kiedyś poprawić -).
Teraz kilka fot z miejsc troszkę oddalonych od brzegu oceanu. Tam było dużo cieplej a i słoneczko operowało dużo mocniej. 
tak wygląda pasterstwo na pół pustyni

co parę kiometrów zmieniały się roślinne formacje wzdłuż drogi

Niezmienny jest tylko kolor panujący w tym rejonie. 
Zwiedziliśmy kawałek starego miasta w miejscowości Tiznit , ale ptaków tam żadnych nie było. Jako, że było już grubo po 13 to czas najwyższy coś zjeść. W cenie wycieczki był posiłek w marokańskim stylu u niby lokalnych berbrów. Miał to być tadżin czyli taka duszonka warzywno-mięsna. Do stołu podano w dość obskurnym betonowym budynku z wewnętrznym mini dziedzińcem i dwoma drzewami pomarańczowymi w centralnej jego części. Budynek był na skraju wioski u podnóża gór Antyatlasu w a jakże pełnej śmieci okolicy. Myślałem, że może choć posiłek zaskoczy pozytywnie, ale zdaje się, że kucharz oprócz kurmumy nie słyszał o innych przyprawach :-) No ale czego to człek nie zeźre jak jest głodny. Po jedzeniu znów szybki spacerek dookoła obejśca i niestety znów lipa. Kilkaset metrów dalej siedzili kolejni handlarze z wielbłądami i zamiast tam podejsć z buta to nasz kierowca musiał oczywiście nas tam dostarczyć. Pewnie uważał , że po "mini zaginięciu" w Tiznicie gdzie na miejsce zbiórki wszyscy przyszliśmy 5 minut po czasie (a on zaczął poszukiwania oczywiście jeżdżąc tym dżipem wąskimi uliczkami medyny!) nie można nas zostawiać samych :-)
suszonka

Oprócz wielbłądziarzy i handlarzy hustami siedział tam stary dziadek ze sporą agamą uwiązaną na sznurku robiącą za atrakcje i skarbonkę. Zamiast kasy dostał ode mnie parę gorzkich słów.... a powinien kopa w zadek i faka.....Kolejny stop nad dużą zaporą Tourirt zbierającą wodę dla mieszkańców nie tylko okolicznych górskich wiosek ale i Tiznitu położonego prawie 20 km dalej. 

zapora (temat aktualny w tym momencie w naszym kraju)
Tu zbiorniki zaporowe nie są budowane po to by kogoś chronić ale jako magazyn wody. Jako dygresję dodam, że tydzień przed naszym przylotem duże obszary poludniowego Maroka, Sachary Zachodniej, Mali i jeszcze kilku innych krajów sahelu zostały dotknięte potężnymi opadami skutkującymi powodziami. Tylko inne są skutki zalania terenu na którym mieszka 10 osób na 100 km kwadratowych, a inne gdzie 100 na 1  km kwadratowym.... 
Z punku widokowego krótko po zauważeniu przelatującego najpewniej orzełka wyłuskałem na skarpie poniżej ciekawy gatunek: czagrę senegalską! Udało mi się ją fajnie sfocić.
czagra senegalska
jeszcze raz

Obok stawiał słupka Czip, Dales poszedł chyba na targ.....
dobrze się maskuje
Z drugiej strony zapory wił się piękny wąwóz (ued) z resztkami wody. Takie miejsca rad bym odwiedzać a nie jakieś berberskie handelki.....
zieleń na tle rudości wygląda intrygująco

Powrót do Agadiru był mega nudny więc nawet się dłuższą chwilkę zdrzemnąłem. Safari oceniam na jakieś 3 minus i raczej nie polecam z tym organizatorem z którym byłem. Za dużo siedzenia a za mało ruchu i ciekawych miejsc. 
Wracając drajver przejechał jeszcze przez jakiś duży targ, ale na szczęście nie musieliśmy już robić zakupów :-)
lolany duży targ (suk po arabsku).

Ostatnia fota zrobiona podczas pożegnanego spacerku plażą na dzień przed bardzo wczesną pobudką.
choć to Atlantyk to na focie jest mewa śródziemnomorska.

Maroka w tej postaci mam dosyć co nie znaczy, że bym tu nie wrócił; np w góry Atlasu, wąwozy okresowych rzek czy ich delty. Tymczasem oczekujcie na następne wpisy. Myślę, że wrzucę coś z pidżi bo działo się od maja baaaardzo dużo rzeczy i warto je tu opisać.

Nerra!

wtorek, 17 września 2024

Czas na powrót

Tytuł nawiązuje do baaardzo długiej przerwy moim pamiętnikowaniu oraz powrotu z urlopu. Przez te ostatnie ponad 3 miesiące dużo się działo, szczególnie jeśli chodzi o PiDżi, ale myślę, że zrobię o tym osobny wpis a teraz na świeżo podzielę się wrażeniami z "ładowania baterii" na zagranicznym urlopie. Mam nadzieję, że się dobrze naładowały bo czekają mnie miesiące wytężonej pracy. Tymczasem o wyprawie do Maroko. Wybór na kraj w północnej Afryce padł jako deska ratunkowa bo początkowo moja Gizela wymarzyła se jeszcze bardziej egzotyczne rejony, ale zagrożenie tropikalnymi chorobami zmusiło ją do zrewidowania planów. Tym razem wyjazd odbył się w biurem podróży więc odwiedzonych miejscówek było mniej niż podczas zeszłorocznego urlopu w Gruzji. Pierwszy dzień po przylocie mocno aklimatyzacyjny bo podróż logistycznie dała w kość. Pierwsze zauważone ptaki w okolicy lotniska to szpaki jednobarwne i dymówki. Potem popołudniem z balkonu naszego hotelu ładnie pokazały się hałaśliwe i wszędobylskie bilbile ogrodowe. 

Drugiego dnia z rana pognałem na krótki spacerek rozpoznawczy. Najpierw maszerowałem dużym deptakiem wzdłuż plaży w stronę pagórasa i położonej na nim twierdzy. To znak rozpoznawczy Agadiru - dużego prawie milionowego miasta w którym się "gościliśmy".

te napisy na zboczu góry w nocy były podświetane. Oznaczją one słowa: bóg, król, ojczyzna

W okolicy wejścia na deptak zoczyłem dwie sroki gołookie. Niedawno te sroki były uznawane za podgatunek naszej sroki, ale oczywiście naukowcy muszą coś robić, żeby gatunków nie ubywało (żarcik).

na tle marokańskiej flagi

niebieski "placek" gołej skóry odróżnia ją od naszej sroki
Podążając ku podnóżu górki napatoczył się jakiś Pan który bardzo mnie zagadywał ,uprzejmie przepytywał i konwersował. Eskortował mnie z 20 minut opowiadając gdzie co i jak, ale na koniec za swoje towarzystwo kazał sobie zapłacić....to mnie tak zszokowało, że udało mu się wyłudzić kasę a ja zdegustowany i zły na siebie miałem ochotę zapaść się ze wstydu pod ziemię....Potem jeszcze parę razy te ich "uprzejmości" powtarzały się z różnym skutkiem. Powiem szczerze, że na dłuższą chwilę mam dosyć odwiedzania krajów, gdzie "kultura" pozwala na oszukiwanie i wymuszanie pieniędzy od nieznajomego człowieka...
Wracajac mocno wkurzony postanowiłem zaglądnąć na niewielki pagórek gdzie sadzono nowy park. Zresztą, patrząc na Agadir widać, że oni drzewa i zieleń szanują czego nie można powiedzieć o ichniejszym traktowaniu otoczenia śmieciami których jest po prostu zatrzesienie. Aż dziwne , że wody Atlantyku i piękna olbrzymia plaża były stosunkowo czyste....
ruda gleba 
W takim otoczeniu udało mi się zauważyć pięknego i mało płochliwego samca białorzyki rdzawej, dzierladkę (raczej naszą) dudusia i jakieś pokrzewki i physcopy.

pan białorzytka rdzawa

chyba młoda świstunka leśna

jeszcze raz "rdzawiak" na tle rudego klepiska

Te widoczki ukoiły moje nadwątlone nerwy a jeszcze po drodze do hotelu pooglądałem se mewy żółtonogie i atlantyckie.
fuskusy 

całe ich stadka

jedna z odczytanych obrączek

zakapior w typie "graellsi"

Kolejnego dnia kilku godzinna wycieczka dla Klary do tzw "CrokoPark" na przedmieściach Agadiru. Początkowo chcieliśmy jechać lokalnym zbiorkomem, ale, że wg google maps trasa miała zająć ponad godzine to jednak wzięliśmy taksi. Jakby to komuś pomogło to w Agadirze mają dwa typy taksówek ; mniejsze i tańsze "małe" 3 osobowe które mogą się tylko poruszać w granicach administracyjnych Agadiru i większe białe (droższe) które mogą wyjeżdżać poza miasto. Niestety nasz cel był poza granicami miasta i kosztował nas 30 euro (ichniejsze 300 dirhamów). Co do kasy to można płacić ich walutę która ma sztywny kurs lub euro ale w sklepach są też czytniki kart,
Sam park krokodyli dość zadbany. Żyje to ok 200-300 krokodyli nilowych, iguan i dużych żółwi lądowych. Jest sporo ciekawych roślin i pewnie czasem można spotkać jakieś ciekawe ptaki. Ja widziałem tylko dymówki, jakąś muchołówkę (białoszyja/żałobna) w szacie samicy, pliszkę górską, trzcinniczka/łozówkę i oczywiście bilbile.
chyba mają tam osobny podgatunek, ale nie jestem pewny


wzorek na nasadzie łodygi pielgrzana madagaskarskiego

Dlaczego to drzewo po hiszpańsku nazywane jest drzewem podróżników? W linku można się tego dowiedzieć: Pielgrzan madagaskarski – Wikipedia, wolna encyklopedia

stary chop iguany - robiły wrażenie kiedy przechodziły przez ścieżki jednej ze stref gdzie dominują sukulenty

jakiś akrocefal w strefie "wodnej"

szblak plamisty?



nie jest lekko przedłużać gatunek gdy masz katar...

płazy na ciekawym okazie rośliny która pachniała padlinką

Czwartego dnia pojechaliśmy z lokalnego biura podróży do dolinki na przedgórzu Gór Atlasu koło miejscowości Imouzier. Robiłem se nadzieję, że po drodze i w dolince zobaczę kolejne ciekawe ptaszory. Droga jak to u wyłudzaczy kasy musiała oczywiście biec z przystankami w sklepach i punktach handlu pamiątkami. Nie lubię takich akcji, ale podczas przystanków teoretycznie coś tam może się pokazać. Ale akurat tym razem nie było nic ciekawego. Za to widoczki dość egzotyczne.

oaza i wąwóz jakiejś okresowej rzeki
Trasa prowadzącą przez wąwóz miała ok 3-4 km długości i prowadziła dnem dolinki gdzie płynął potoczek z czystą wodą. Bardzo ładne miejsce które miejscowi przerobili na cepeliowskie klimaty z plastikowymi krzesłami i stołami włożonymi w strumyk. Słabo. Na szczęście bardziej sucha część doliny była już wolna od tego badziewia co nie znaczy, że śmieci nie było...

lecicha południowa?

chyba wysiedlili tam inwazyjny gatunek żółwie bo nie kojarzę z N afryki takich okazów

spory wąwóz z resztkami wody

złoto Maroka czyli owoce drzewa arganowego

Z ptaków zauważyłem pokrzewki aksamitne, trznadla saharyjskie, muchołówkę szarą, dzierladki i piękne samce białorzytki saharyjskiej pokazujące się w przelocie z czubka drzewka na inne. Niestety nie zdążyłem zrobić foty, a szkoda, bo te ptaki w locie wyglądały zjawiskowo.
Czwartego dnia odwiedziliśmy regionalny targ gdzie miejscowi rzemieślnicy wystawiali na sprzedaż swoje dzieła. Dobrze zrobiliśmy bo miejsce było niezatłoczone i pełne naprawdę niebanalnych produktów rodem z Maroko. Tu miał też miejsce cud a mianowicie podczas powrotu udało nam się spotkać uczciwego taksiarza - sam włączył taksometr i za 6 km podwózki skasował nas 10 zł :-) Jak się przekonaliśmy taksówki w Agadirze mog być tanie, ale to naprawdę rzadkość.....90% tzw "przedisębiorców" to oszuścii naciągacze.
Po południu zdecydowałem się na piszą wycieczkę na wzgórze gdzie stoi potężna warowna twierdza zwana Kasbat (zamek) Agadir Oufella. Jest to jedyna budowla która przetrwała potężne trzęsienie ziemi jakie od koniec lat 50tych 20 wieku zrównało z ziemią Agdir i zabiło 50 tys ludzi!
Szlak na szczyt biegł serpentynkami. Zbocze porastały głównie kaktusy i pojedyncze krzewy. Tak mniej więcej wyglądało.
środowiskowo
Pierwszym spotkanym ptaszorem był srokosz z podgatunku bodajże śródziemnomorskiego". 

srokosz środzieomomorski

Potem pokazał mi się ptak w typie samicy naszej plaeszki, ale zaraz koło niego latał samiec pleszki algierskiej. Trafiłem zatem na naprawde super parkę zacnego gatunku! Na szczycie twierdzy udało mi się innego samca tego gatunku pięknie sfocić. Bardzom był z tego kontent.
samica pleszki algierskiej

samiec w pełnej krasie
Pokazywało się także sporo białorzytek żałobnych, pokrzewki, turkawki, dzierlatki z chyba innego podgatunku niż nasz i wiewiórki berberyjskie. Na zboczach górki widać było nowe nasadzenia które zraszano wodą z węży. Kapiąca woda ewidentnie przyciągała w to miejsce ptaki bo ich nagromadzenie było spore.
Poniżej fotki ptaków które tam widziałem.
białorzytka żałobna i wiewiórka

młoda dzierzba rudogłowa

jakiś "physloscop"? 

dzierlatka z rudym kuprem czyli być może dzierlatka iberyjska

młoda cierniówka?

lutniczka zachodnia - fajnie się dała sfocić

jeszcze raz białorzytka żałobna
Ze szczytu twierdzy rozciągał się widok na zatokę i dzielnicę hotelową. Warto wspomnieć, że plaża była bardzo szeroka, z super piaskiem i co ważne w miarę czysta. Jej rozmiary ulegały mocnym wahaniami ze względu na znaczne poziomy pływów. Woda też była sporo.
panoramka

kawałek olbrzymiego portu z kawałkiem okrętu wojennego i masą mew.
Niestety tamten rejon był niedostępny choć na I-birdzie widziałęm, że ktoś wchodził na pirs w innej części portu i uprawiał seewatching. Mnie t nie było dane, ale wycieczkę na szczyt uznaję za bardzo udaną.
Ostatnie zdjęcie zrobione podczas chodzenie w dół a potem zacznę pisać drugą część.